Harry Potter Magical Wand

piątek, 1 maja 2020

Miniaturka "Z Innej Strony" cz. 1

Miniaturka będzie składała się z trzech części :)
Miłego czytania!



♦︎💠♦︎



Blond włosy młodzieniec, siedział w Wielkiej Sali Hogwartu i z wyraźną irytacją wpatrywał się w grupę osób, śmiejących się po drugiej stronie sali. Nienawidził ich od niepamiętnych czasów. Patrząc na nich czuł mdłości i wstręt. Po jego ciele przeszedł dreszcz obrzydzenia.
Jednak nie był w tym sam. 
Ta nienawiść ciągnęła się wieki wstecz. Rok w rok. Ślizgoni i Gryfoni pałali do siebie coraz większą nienawiścią, a ci którzy się wyłamywali i znajdywali nić porozumienia z osobą z wrogiego domu, tuszowali to najlepiej jak potrafili. Ich poczynania, gdyby ujrzały światło dzienne, przyczyniłyby się do skandalu. Niewątpliwie zostaliby wykluczeni, ze społeczności, w której czuli się jak w domu. Nikt nie był na to gotowy, ciężko było wyrzec się przyjaciół, a wręcz rodziny, nawet dla osoby, która zaczynała coś znaczyć w życiu. 
Ludzka słabość do porywania się emocjom, do szufladkowania, raniła tych, którzy zobaczyli w osobie z przeciwnego domu kogoś więcej niż zadufanego w sobie, cynicznego ślizgona, bądź heroicznie pchającego się na ratunek świata, zwierząt i wszystkiego co się ruszało bądź nie, gryfona. 
- Draco? Coś się stało? 
Spytała z zaciekawieniem Lara McGrel. Niewysoka dziewczyna, z okularami i mnóstwem piegów, które uroczo ozdabiały jej twarz. 
- Lara, gdzie ty masz oczy? Nie widzisz na kogo patrzy? - spytał jeden z najlepszych przyjaciół Draco. Harry wykrzywił usta.
- Nie znoszę ślizgonów - warknął pod nosem. Draco uśmiechnął się lekko.
- Zobaczysz utrzemy im nosa na następnym meczu quidditcha. Już widzę ich miny jak znowu, wygramy puchar domów - zaśmiał się pod nosem.
- Grapfa potha znowu gha - chłopcy spojrzeli z niezrozumieniem i lekkim obrzydzeniem, na plującego w koło jedzeniem Ronalda Weasley’a. Jadł tyle, iż Draco zastanawiał się jakim cudem on jeszcze nie przypomina wielkiej tłustej kuli. 
- Mógłbyś najpierw przełknąć jedzenie, które masz w ustach, a później mówić. Nic nie zrozumieliśmy z twojego bełkotu - Draco uśmiechnął się krzywo. Nie ważne, ile razy powtarzali by zasady jakiejkolwiek etykiety, do Rona nic nie docierało. 
- Podobno Granger znowu gra - wybełkotał zaczerwieniony po czubki uszu Ron. 
- Że co?
- Ta ślizgońska dziw... 
- Raczę nie kończyć panie Potter - Harry wzdrygnął się i spojrzał z nieukrywaną nienawiścią na stojącego za nim nauczyciela. 
Severus Snape, opiekun znienawidzonego przez nich domu stał i przypatrywał im się z mściwą satysfakcją. 
- Nie sądziłem, iż złote dziecko posiada takie słownictwo - zacmokał z jawną drwiną, a Harry zacisnął dłonie w pięści i krańcem swojej silnej woli starał się nie palnąć jakiegoś głupstwa. 
- Minus dziesięć punktów dla Gryffindoru za obrazę koleżanki panie Potter - wysyczał i odwracając się zamaszyście ruszył w stronę wyjścia.
Harry aż kipiał ze złości.
- Jak on śmie...
Niestety nie dokończył, gdyż jego uwagę zwrócił Draco, który lekko kiwnął w stronę stołu ślizgonów. Musiał nie zauważyć przylotu sów, gdyż część z nich odpakowywała właśnie listy i paczki. Gdy już chciał się spytać o co Malfoy’owi chodzi, zauważył jak Hermiona Granger, najbardziej znienawidzona przez nich ślizgonka, wstaje gwałtownie od swojego stołu i wypada z wielkiej sali z impetem.
- Co...?
- Dostała jakiś list - szepnął Draco, który śledził poczynania członków domu Slytherina, z jeszcze większą manią niż Harry. Wychodził z założenia, że warto wiedzieć jak najwięcej o swoim wrogu.
- Coś czuję, że niekonieczne jego treść przypadła jej do gustu - uśmiechnął się złośliwie. - Może wreszcie jej pożal się boże rodzinkę wsadzili do Azkabanu?
Ron pokręcił głową z zamyśleniem.
- Te czystokrwiste kanalie wywiną się ze wszystkiego, więc wątpię.
- Oni zawsze wyślizgują się z każdych oskarżeń z obronną ręką. 
Draco w duchu musiał przyznać im rację. Jednak cały czas w jego głowie pojawiały się pytania, dlaczego tak opanowana i oschła osoba, zareagowała, aż tak impulsywnie?


***


- Hermiono...
Dziewczyna przerwała chłopakowi, machnięciem ręki i cicho westchnęła.
- Blaise... ja...
Jednak nie dane było jej dokończyć, gdyż na końcu korytarza zamajaczyły im postacie w czarno-czerwonych szatach z akcentami złotego. 
Chłopak spojrzał na swoją przyjaciółkę, która znów przywdziała na twarz maskę obojętności i jawnej odrazy. Teraz już nic z niej nie wyciągnie. Przymknął oczy i oparł się o chłodną, kamienną ścianę. 
Hermiona była bardzo zamkniętą w sobie osobą. W swoim młodym życiu, obdarzyła zaufaniem tylko dwie osoby. Blaise Zabini i Pansy Parkinson byli jej najlepszymi przyjaciółmi, a zarazem jedynymi powiernikami jej tajemnic. Tylko oni wiedzieli co tak na prawdę myśli dziewczyna. Oni jedni znali ją od tej prawdziwej strony, a mimo to i tak w wielu sytuacjach, nie była skłonna wykrztusić z siebie choćby jednego zdania, które nakierowałoby ich na daną sytuację i myśli kołujące się w jej głowie.
Po chwili dotarł do Blaise'a, kpiący głos jednego z nadchodzących chłopaków. 
- A gdzie nasze oślizgłe gady zgubiły mopsa?
Zabini westchnął cicho. Nie wyjdzie z tego nic dobrego.
- Ohh Potter, tak się cieszę, że jednak nie jesteś na tyle ślepy, jak wszyscy mówią. W końcu zauważyłeś brak mojej przyjaciółki - uśmiechnęła się figlarnie. - Jednak z mózgiem cały czas są problemy... Może powinieneś udać się do Pani Pomfrey? Gdyż gdybyś był dobrze wychowany, wiedziałbyś Pottuś, że do kobiet się tak nie zwraca. 
Zacmokała cicho, a na jej ustach pojawił się kpiący uśmiech. Jej postawa tylko bardziej rozsierdziła chłopaka. Taka spokojna, opanowana... wkurzała go najbardziej.
- Ty...
- Ohh daruj sobie - machnęła ręką, wcinając mu się w zdanie. - Nie mam najmniejszej ochoty na to co twój wielce udręczony, działający właśnie na najwyższych obrotach mózg wymyśla, by mnie oczernić. Robisz się nudny Potter. 
Sarknęła i odwróciła się do nich plecami. Nie miała sił by dzisiaj się z nimi użerać. Spojrzała na swojego przyjaciela, który uśmiechał się do niej lekko, jednak tak szybko jak uśmiech pojawił się na jego ustach, tak szybko zniknął, a w oczach zagościło przerażenie.
- Her...
Dziewczyna w mgnieniu oka odwróciła się i odbiła lecące w jej stronę zaklęcie. Jej oczy pociemniały, a na twarzy pojawił się wyraz czystego szaleństwa. 
- Jak śmiesz? - wysyczała. - Jesteś zwykłą kanalią bliznowaty. Uważasz się za zbawcę świata hmm? Masz zamiar uratować świat, grając nieczysto jak widzę.
Wściekłość rosła w niej z każdą chwilą.
- Hermiono... wiesz, że na takich prymitywów nie można tracić swojego cennego czasu.
Blaise położył uspokajająco dłoń, na jej wciąż wyciągniętej ręce z różdżką, która cały czas była skierowana w Pottera. 
- Widzę, że odezwała się twoja niańka suko - Harry kpiąco spojrzał na ślizgona.
- Nie warto - Blaise szarpnął Hermionę za rękę i odszedł z nią na drugi koniec korytarza, by tam poczekać na lekcję eliksirów. 
Hermiona ostatni raz obrzuciła ich nienawistnym spojrzeniem, jednak nikt nie zauważył jej zdziwionego wyrazu twarzy, który przemknął wręcz niezauważalnie, gdy usłyszała, jak Pottera gani jeden z jego najlepszych przyjaciół.
- Co ty odpieprzasz Harry?!
Draco stał i wkurzony wpatrywał się w swojego przyjaciela.
- Nie rozumiem... - zmarszczył brwi i spojrzał na Dracona ze zdziwieniem.
- Coś ty sobie wyobrażał naskakując na ślizgonów przed salą do eliksirów? Chcesz załapać kolejny szlaban u Snape'a? Może tym razem musiałbyś go odrabiać podczas meczu quidditcha? Hmmm? No chyba, że masz to w dupie - warknął.
Harry zmieszał się nieznacznie. Fakt postąpił zbyt impulsywnie, jednak ta dziewczyna nie robiąc nic doprowadzała go do szału.
- Sorry Draco... nie pomyślałem...
- A czy ty kiedykolwiek o czymś takim myślisz? Czemu ja zawsze muszę myśleć za was? 
Fuknął i odwrócił się plecami do Pottera. Nieświadomie spojrzał w stronę ślizgonów. Zabini właśnie coś zażarcie tłumaczył Granger, a ta stała lekko, wręcz niezauważalnie przygarbiona. Draco był na tyle dobrym obserwatorem, iż z łatwością potrafił wydedukować, że coś jest ewidentnie nie tak. 
Owszem nienawidził ich, jednak nie lubił wdawać się w jego zdaniem, głupie i bezsensowne dyskusje. Tak jak to zrobił przed chwilą Harry. Niestety zawsze jego porywczy charakter wygrywał, ze zdrowym rozsądkiem, nie to co u niego. Wolał obserwować i analizować to co zobaczył, a nóż kiedyś się z czymś zdradzą i będzie miał na nich haka?
Pokręcił głową, wzdychając cicho.
Czemu on, Draco Malfoy, musi być w ich paczce zawsze głosem rozsądku? To bywało cholernie męczące i przytłaczające.


***

Hermiona siedziała zamyślona pod jednym z drzew, które rosły nad jeziorem. Była wręcz stu procentowo pewna, iż w jego cieniu nikt jej nie zauważy, a ona tak bardzo w tej chwili potrzebowała ciszy i spokoju. Delikatny, chłodny wiatr muskał jej twarz, powodując lekkie rumieńce na jej twarzy. 
Spojrzała w niebo. Słońce chyliło się ku zachodowi, tworząc przepiękne, kolorowe wzory.
Takie dni uwielbiała najbardziej. 
Nikt o tej porze nie pojawiał się już na zewnątrz, jesienią pod wieczór zawsze robiło się bardzo chłodno. Jednak to ją nie zrażało, a jedynie bardziej przyciągało.
W samotności mogła w końcu opuścić, wszelkie możliwe maski. Mogła być sobą, na te parę chwili. 
Chwil, które przez to stawały się dla niej cenniejsze niż diamenty i złoto całego świata. 
Chwil, które pozwalały jej nie zwariować, w otaczającym ją świecie. 
Chwil, które dawały jej czas na zabranie kolejnego, głębokiego oddechu. Oddechu, który będzie musiał starczyć na dłuższy czas. 
Oparła się o szorstki pień, porośnięty w niektórych miejscach mchem i przymknęła oczy. Dlaczego jej życie musiało być takie trudne? Dlaczego musiała żyć tymi wszystkimi zasadami? Poczuła lekkie ukłucie w okolicy serca.
Rodzice...
To oni kierowali jej życiem. To oni ustalali wszelkie zasady, a ona jako przykładna córka starała się robić wszystko by ich zadowolić. Nie zawsze tak było. Był okres w jej życiu, gdy się buntowała. Gdy robiła wszystko na przekór. Jednak wtedy...
Po jej zarumienionym od chłodu policzku spłynęła łza. Tak rzadko płakała. Jednak tamto wydarzenie wyryło się jej wręcz permanentnie w umyśle. Nie potrafiła się go w żaden sposób pozbyć. 
Już nawet nie wiedziała przez co tak płacze. Czy nad swoim aktualnym życiem, czy nad tym, iż to przez nią jej matka poroniła... Wciąż w uszach dudni jej lament, przerażający krzyk rozpaczy, gdy Evelyn dowiaduje się, że nie będzie mogła mieć więcej dzieci. 
Choć rodzice jej tego głośno nie powiedzieli, czuła się winna. To ona w tamtym momencie, przysporzyła im tyle zmartwień. 
Rękawem szybko wytarła łzy lśniące na jej policzkach. 
Od tamtej pory, jest przykładną córką, pochodzącą z rodziny czysto krwistych czarodziei. Jest taka jaką chcieli by była, a ona nie może się im już przeciwstawić. Nie potrafi. Choć rozrywa ją to od środka, ukrywa się pod pozorami. Stała się mistrzem w ukrywaniu emocji, aż dziw, że nikt nie nadał jej tego honorowego tytułu mistrza, którym sama po cichu się mianowała. 
Gdy ostatnie promienie słońca, zniknęły za górami, podniosła się odrętwiała z wilgotnej już trawy. Rzuciła ostatnie tęskne spojrzenie na krajobraz rozpościerający się przed nią i ze spuszczoną głową ruszyła w kierunku zamku. 
Nie była jednak świadoma, iż przez cały czas była obserwowana, a na twarzy osoby, która ją śledziła pojawiła się konsternacja, pomieszana z szokiem. No bo kto by się spodziewał, że z twarzy tak niedostępnej i chłodnej osoby, można tyle wyczytać, w tak krótkim czasie?


***


Draco przemierzał szybko, ciemne korytarze prowadzące do gabinetu profesora Snape'a. Był już lekko spóźniony na swój szlaban, który notabene zarobił przez to, że jak zwykle, krył Harry'ego. Nie chciał, aby ten dostał szlaban w dzień ich decydującego meczu quiddicha, niestety przez to narażał sam siebie. 
Był zły. Obiecał sobie, że już więcej do tego nie dopuści, że nie będzie krył przyjaciela. Chciał, aby Harry w końcu się opamiętał i zrozumiał co robi źle. Jednak czym szybciej zbliżał się ich finałowy mecz, tym częściej Potter pakował się w kłopoty, a Malfoy mimo, iż przyrzekał sobie, że więcej nie będzie mu ratował tyłka, robił to nadal. 
Gdy w końcu dotarł pod drzwi gabinetu, najbardziej znienawidzonego nauczyciela w całym Hogwarcie i już podnosił rękę by zapukać, ze środka pomieszczenia dobiegły go podniesione głosy. 
Wiedział, że podsłuchiwanie jest niekulturalne, jednak jego wrodzona ciekawość była silniejsza. Przyłożył ucho do dziurki od klucza i starał się zrozumieć jak najwięcej, co wbrew pozorom nie było takie trudne, gdyż te dwie osoby nie szczędziły na intonacji w swoich głosach. 


***


- Opanuj się dziewczyno! Twój wrzask nic tu nie zmieni - warczał mistrz eliksirów, a oczy dziewczyny stojącej przed nim zaszły łzami. 
Stał i patrzył na nią chłodnym wzrokiem, ludzie mogli mówić o nim co chcieli, jednak zarzucając mu brak uczuć, nawet nie widzieli jak się mylili. 
- Nie mogę nic zrobić! I nie becz mi tu! 
Nie cierpiał kobiecych łez, one pokazywały, jak zawodził w wielu sprawach. Jaki był bezsilny. 
- Dlaczego - wyjęczała żałośnie. - Dlaczego oni mi to robią?
Łzy na nowo zaczęły spływać jej po policzkach, a ona sama opadła w bezsilności na stojące obok krzesło. Severus Snape choćby chciał, nie potrafił jej na to pytanie odpowiedzieć i za to nie cierpiał się jeszcze bardziej. 
Była jego chrześnicą i mimo wszystko chciał dla niej jak najlepiej. Zerknął na nią spod przymrużonych oczu. Nigdy nie widział jej takiej prawdziwej. Owszem przy nim zachowywała się naturalnie, jednak i tak zawsze trzymała lekki dystans, a teraz... Teraz opadły jej wszystkie maski i dopiero po chwili zrozumiał co widzi przed sobą. Z impetem uderzył w niego ogrom żalu, bólu i reszty emocji, które tak skrzętnie ukrywała, zachwiał się pod ciężarem jej zbolałego spojrzenia. Jednak nie to wstrząsnęło nim najmocniej, a to, iż w jej oczach zobaczył, że znowu zaczyna się poddawać. Godzić na zaistniałą sytuację. Nie sądził, że tak łatwo pogodzi się z tym wszystkim.
- Nie mów mi, że się poddajesz! - podniósł głos i uderzył otwartą dłonią w biurko, w skutek czego spadło z niego parę prac, a kałamarz z atramentem niebezpiecznie się zachwiał. 
Spojrzała na niego zaskoczona tak nagłym wybuchem.
- A co ja mam do cholery zrobić?! No co? 
Głos jej niebezpiecznie zadrżał, a ona zacisnęła usta w wąską linię, ściskając z całej siły ramy krzesła, na którym siedziała. 
- Walczyć o swoją przyszłość na merlina! Czemu tego nie robisz? Czemu tak łatwo się poddajesz i zgadzasz na wszystko co powiedzą?! 
Spuściła głowę, jednak z jej ust nie wydobyło się żadne słowo wytłumaczenia. Ręce zaciskała coraz mocnej, tak że pobielały jej knykcie. 
Wdech, wydech. Powtarzała w głowie jak mantrę, powoli kołysząc się w przód i w tył.
- No odezwij się! Nie taką cię znam!
Przez myśl przemknęło mu, że w ogóle nie zna swojej chrześnicy. Czy umiała ona ukrywać emocje tak umiejętnie, że nawet on, wieloletni szpieg nie potrafił tego wykryć? Że się nabrał?
- To w takim razie w ogóle mnie nie znasz!
Wstała gwałtownie z szaleństwem w oczach.
- Powiedz mi tylko dlaczego?
- Dlaczego co? - spojrzała na niego z niezrozumieniem w oczach, powoli się uspokajając.
- Dlaczego nie walczysz o swoją przyszłość? - spytał ze zrezygnowaniem w głosie. 
- Ja... ja nie mogę...
Wyszeptała, a złość w nim ponownie zawrzała.
- Czemu do jasnej cholery!?
- Bo to przeze mnie wtedy matka straciła dziecko! Przeze mnie! To ja przysporzyłam rodzicom wtedy tylu zmartwień! To moja wina, że matka znalazła się wtedy w takim stanie i pojawiły się powikłania. To ja się buntowałam, to ja się im przeciwstawiałam! Obiecałam sobie, że więcej już nie zrobię nic wbrew ich woli...
Ostatnie zdanie wyszeptała cicho, rozpaczliwie próbując złapać powietrze. Zrobiła się śmiertelnie blada, a przed oczami zaczęły jej tańczyć czarne cienie. 
Zanim czegokolwiek zdążyła się chwycić, świat pochłonęła ciemność. 


***


Draco ledwo zdążył odskoczyć od drzwi, które otworzyły się z hukiem. Wściekły Severus Snape, to było to przed czym każdy czarodziej i czarownica uciekali w strachu o własne życie. 
- Czego tu szukasz Malfoy? - wysyczał przez zęby
- Ja... przyszedłem na szlaban profesorze - wyjąkał, spuszczając wzrok. Nie chciał się czymkolwiek narazić mistrzowi eliksirów, gdy ten był w takim stanie.
- Spadaj stąd, zanim wlepię ci ujemne punkty. Nie masz dzisiaj szlabanu, uznaj to za gwiazdkę z nieba - sarknął po czym szybko się oddalił.
Draco jednak cały czas stał. Nie potrafił uwierzyć w to co właśnie się stało. Snape odpuszczający komuś szlaban?
Czyżby stał pod tymi drzwiami tak długo, aż zaczął mieć omamy słuchowe? 
Gdy już miał odchodzić, jego spojrzenie powędrowało w stronę niedomkniętych drzwi do sali. A gdyby tak? Zerknie tylko na chwilę, przecież nie zapowiada się by Snape miał zaraz wrócić... Z takimi myślami powoli wszedł do sali. Po jego twarzy przebiegł wyraz rozczarowania, wszystko wyglądało tak jak zwykle, a po osobie, z którą kłócił się profesor nie było ani śladu. Prychnął, czego on niby oczekiwał? Wielkiego znaku z napisem tu jestem? Westchnąwszy odwrócił się by w końcu opuścić salę, gdy usłyszał cichy jęk, dobiegający zza biurka.
Stanął przerażony. Czy Snape mógł cokolwiek, komukolwiek zrobić na terenie szkoły? A co jeśli był świadkiem, niedoszłej zbrodni? Prychnął rozdrażniony na swoje absurdalne myśli, przecież słyszał tą rozmowę. Tu chodziło zupełnie o coś innego.
Powoli zbliżał się do miejsca, z którego usłyszał głos. Starał się iść jak najciszej, jednocześnie nasłuchując czy nikt nie zbliża się do gabinetu.
Jego oczom w końcu ukazała się prowizoryczna kanapa, prawdopodobnie przetransmutowana w pośpiechu, w trzech słowach nie zachęcała widokiem, a na niej leżała nieprzytomna dziewczyna. 
Wciągnął ze świstem powietrze, cofając się gwałtownie, przez co potrącił stojący za nim stojak na fiolki, czym narobił ogromnego hałasu. Dziewczyna drgnęła i powoli uchyliła powieki, a Draco zesztywniał. No i w co on się wpakował? 
Gdy podnosiła się do pozycji siedzącej przez jej twarz przebiegł grymas bólu, dopiero po chwili zorientowała się, że nie jest w sali sama. 
Jej spojrzenie spoczęło na równie przerażonym i zdziwionym chłopaku co ona. 
- Co ty...
Jednak nie udało się jej dokończyć, gdyż w jednej chwili stało się na raz parę rzeczy.
Hermiona rzuciła na Malfoy'a zaklęcie kameleona, podrywając się gwałtownie na nogi i odpychając go w kąt pokoju, co przypłaciła kolejnym zawrotem głowy.
W między czasie do sali wparował mistrz eliksirów.
- Co to za huki?!
Rozbieganym wzrokiem omiótł salę, gdy w końcu jego oczy spoczęły na podpierającej się o biurko dziewczynie.
- Granger! Wytłumacz mi co ty na Salazara wyprawiasz?! Co to za pobojowisko?!
- Ja... 
- Co ty? No co? Chcesz znowu zemdleć? Jesteś blada jak papier. Siadaj! Ale to już!
Bez żadnego pomruku, uczyniła tak jak jej kazał. Zresztą nie miała ochoty na nic innego. Tępy, pulsujący ból zawładnął jej umysłem, przyćmiewając wszystkie procesy myślowe jakie teraz przechodziły jej przez głowę. 
- Wytłumaczysz mi co to jest za pobojowisko? 
Stanął przed nią z założonymi na piersi rękami, wlepiając w nią swój ponaglający wzrok. Hermiona spokojnie rozejrzała się po sali od eliksirów, na niezauważalną chwilę zatrzymując wzrok w miejscu, gdzie prawdopodobnie stał Malfoy. Gdy znów odwróciła się do nauczyciela i spojrzała w jego oczy, w których coraz bardziej rosła irytacja, cicho westchnęła.
- Ja..., gdy się obudziłam, ciebie tu nie było, a czułam się na tyle dobrze, że stwierdziłam, iż nie muszę ci się narzucać i mogę już wracać do siebie. Jednak, gdy zrobiłam parę kroków znowu zakręciło mi się w głowie i potknęłam się o ten stojak... 
Spojrzał na nią karcąco.
- Myślałam, że już wszystko dobrze - wyszeptała i zapadła się głębiej w kanapie.
- Czy ty w ogóle myślisz? Twój organizm jest wycieńczony - stwierdził, patrząc jak krzywi się i przykłada rękę do głowy, szybko skierował się do składziku z eliksirami, grzebiąc w nich zawzięcie. - Kiedy ostatnio coś jadłaś?
Spojrzała na niego zdezorientowana. 
- Nie rozumiem...
- Czego? - warknął rozwścieczony - kiedy zemdlałaś, musiałem cię położyć na tej kanapie, myślisz, że nie czułem jaka jesteś lekka? - rzucił jej krótkie spojrzenie i szukał dalej. 
- Sama skóra i kości... 
Zatrzymał się gwałtownie z błyskiem zrozumienia w oczach.
- Ty się głodzisz i robisz to celowo...
Spojrzała na niego z lekkim przestrachem, po czym od razu przywdziała wszystkie swoje maski i zerwała się na równe nogi, co nie było do końca dobrym pomysłem.
- Że co? Jak śmiesz mi coś takiego zarzucać?
Warknęła, a on jakby się tego spodziewał uśmiechnął się kpiąco.
- I widzisz tu właśnie potwierdziłaś wszystko co powiedziałem.
- Nic takiego nie zrobiłam - wysyczała. - Nie wiedziałam, że już ogłuchłeś...
- Nie pogrążaj się, twoja postawa zmieniła się diametralnie, gdy o tym wspomniałem. Uważam też, że głodzisz się, ponieważ masz nadzieję, że jak podupadniesz na zdrowiu to rodzice oszczędzą ci tego...
- Dość! - krzyknęła. - Mam dość słuchania tego wszystkiego. 
Otworzyła drzwi i już miała wychodzić, gdy jeszcze się odwróciła. 
- Może i jesteś moim ojcem chrzestnym, ale nie wiesz o mnie praktycznie nic - spojrzała na niego uważnie, a na prawej dłoni przytrzymującej drzwi poczuła lekki powiew wiatru.
- Liczę na to, że ta rozmowa zostanie między nami, jeśli ci w jakiś sposób na mnie zależy, nic nikomu nie powiesz.
Nie patrząc na niego dłużej, wyszła z sali trzaskając drzwiami.
Rozejrzała się po korytarzu. A tak liczyła, że jednak Malfoy zostanie, wtedy mogłaby wymusić na nim przysięgę milczenia. Wszystko szło nie po jej myśli.


***


Idąc na śniadanie, Draco zawzięcie analizował wszystko to co usłyszał, wczorajszego wieczora. Choć spędził nad tym całą noc, nie potrafił wytłumaczyć sobie o co w tym wszystkim chodzi i dlaczego Granger go nie wydała? Przecież była to idealna sytuacja, by uziemić go na przynajmniej pół roku nauki. Dlaczego z tego nie skorzystała?
- Hej, Draco?
Głos Harry'ego wyrwał go z zamyślenia, nieprzytomnie uświadomił sobie, że siedzi przy stole Gryffindoru i grzebie w bogu ducha winnej jajecznicy, znajdującej się na jego talerzu.
- Hmm?
- Nasze ślizgońskie trio, przeżywa chyba lekki kryzys - niezrażony, niekontaktującym kolegą, skinął w ich stronę. 
Malfoy odwrócił się tak szybko, że aż dziw, iż nie skręcił w tamtym momencie karku.
Faktycznie, wyglądało na to, że Zabini i Parkinson próbują coś zawzięcie wytłumaczyć Granger, jednak ta zdawała się być lekko znudzona i poirytowana ich zachowaniem. W końcu podniosła się z irytacją i nie zaszczycając ich ani jednym spojrzeniem wyszła z wielkiej sali. 
- Zastanawiam się, o co takiego chodzi - stwierdził zamyślony Potter. - Jeśli to przez jakąś osobę trzecią się kłócą, to ja chcę wysłać tej osobie kwiaty - wyszczerzył się z błyskiem w oku.
Draco pokręcił głową. Nie miał ochoty już na żadne teorie spiskowe i tak wiedział o wiele więcej, niż powinien. Sam nie miał pojęcia co z tym wszystkim zrobić. Jedyne czego był pewien to to, że nie może tego nikomu powiedzieć, nie chciał tego zrobić. Nie był kretynem, który rozgłasza takie rzeczy wkoło.
Przymknął oczy i ukrył twarz w dłoniach.
Ostatnie sytuacje, diametralnie wpłynęły na jego światopogląd. Czyżby jedna osoba, potrafiłaby tyle ukryć? Tyle emocji w sobie trzymać? W myślach mignął mu obraz dziewczyny siedzącej nad jeziorem. Te emocje... ten wyraz twarzy... Czyżby była inna niż wszyscy sądzili? 






♦︎💠♦︎


Czytacie ➛ Komentujecie!  
Bardzo zależy mi na waszej opinii! :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz