Harry Potter Magical Wand

piątek, 8 maja 2020

Miniaturka "Z Innej Strony" cz. 2

Stała na wieży astronomicznej i z lubością wdychała czyste, rześkie, poranne powietrze. Otulała ją błoga cisza, od czasu do czasu przerywana budzącą się do życia przyrodą. Przymknęła oczy w błogim uśmiechu. Ukojenie i spokój... To było coś czego tak bardzo pragnęła w tym momencie. Wszystko zaczęło zwalać się jej na głowę, a ona usilnie starała się temu zapobiec w każdy możliwy sposób. Niestety jej starania przynosiły zupełnie odwrotne efekty, od tych wcześniej zamierzonych. Temu tak bardzo potrzebowała tych, nielicznych chwil, by odetchnąć i wyciszyć skołatane nerwy. 
Niestety przeczuwała, że był to dopiero wierzchołek góry lodowej jej problemów. Czuła, że jej własne życie, wymyka się jej przez palce, że nie należy już do niej, a jest towarem, którym ludzie handlują.
Jej uwagę przyciągnęły dwa samotne teatralne, szybujące nad zakazanym lasem. Chciałaby być jak te wszystkie zwierzęta, być wolna. Nie mieć zmartwień i poznawać cały czas na nowo, beztroski smak życia.
Zgarbiła się lekko. Jej nie było to niestety dane, w tamtym momencie nie myślała, że wystarczy walczyć o własne racje. Chodziło jedynie o to by się nie poddawać, co ona już dawno uczyniła.
Schodząc z wieży astronomicznej czuła narastające mdłości i zawroty głowy. Zacisnęła mocno zęby i krok za krokiem parła na przód.
Będąc na jednym z korytarzy zachwiała się niebezpiecznie, klnąc przy tym cicho. Nikt nie mógł jej zobaczyć w takim stanie, nie mógł. Podparła się o jedną z kamiennych ścian, jeszcze kawałek, wmawiała sobie, a cienie wirowały wokół niej. 
W końcu nie była w stanie uczynić ani jednego kroku, mięśnie odmówiły jej posłuszeństwa, a przed upadkiem ratowały ją tylko kurczowo zaciskające się na jednym z parapetów ręce. Wiedziała, że i one zaraz przestaną się jej słuchać.
Jak zza mgły dotarł do niej przytłumiony głos, niestety nie rozumiała z niego nic, była głucha na wszystkie dźwięki.
- Granger, co ty... - zdziwienie w jego głosie zmieniło się w przerażenie i w ostatniej chwili złapał osuwającą się po ścianie dziewczynę. 
- Cholera... co ja mam z tobą zrobić? - mamrotał rozglądając się po pustym korytarzu. Za pół godziny, wszyscy zaczną wracać z obiadu, co oznaczało, że korytarz zapełni się wieloma osobami, które nie powinny być świadkami tej sytuacji. Prostując nikt nie powinien ich zobaczyć.
Powoli szedł przed siebie, podtrzymując dziewczynę, jednak ta z każdą chwilą, opadała z sił coraz bardziej, ciągnąc za sobą ociężałe nogi. 
Po chwili w przypływie świadomości udało się jej wymamrotać cicho dwa słowa.
- Pokój Życzeń...
Po czym straciła kontakt ze światem całkowicie. Ledwo zrozumiał co do niego powiedziała, lecz na korytarzu było tak cicho, iż sens jej słów w końcu do niego dotarł. 
Nie myśląc wiele, złapał dziewczynę pod nogi i szybko pobiegł z nią na szóste piętro, co wbrew pozorom nie było takie trudne, gdyż dziewczyna praktycznie nic nie ważyła. 
Pospiesznie przeszedł trzy razy przed ścianą, w której po chwili ukazały pięknie zdobione drzwi, bez zastanowienia szarpnął klamkę i wparował do środka, oddychając głęboko. 
Jak najszybciej odłożył bezwładną dziewczynę na łóżku znajdującym się w samym kącie pokoju. 
Dopiero teraz miał chwilę by rozejrzeć się po pomieszczeniu. Nie myślał wiele, gdy maszerował przed ścianą, chciał jedynie znaleźć miejsce do odpoczynku.
Na jego ustach zamajaczył lekki uśmiech. Pokój Życzeń, to było cudowne i niesamowite miejsce. 
W pokoju oprócz, łóżka znajdował się kominek, przed którym poustawiane były kanapy i niewielki stolik, na przeciwległej ścianie znajdowała się za to ogromna biblioteczka. Całość utrzymana była w kolorach beżu, bieli i brązu. 
Z westchnieniem usiadł na kanapie, przypatrując się leżącej na łóżku dziewczynie. I co on miał teraz zrobić? Przecież nie może jej zostawić samej w takim stanie... Mimo, że była jego wrogiem, miał swoje zasady moralne. 
Ale czy na pewno wrogiem? Szepnął mu głosik w głowie. Od pewnego czasu inaczej patrzył na Granger, najprawdopodobniej przez to, czego dowiedział się w ostatnim czasie. Jednak wciąż nie znał odpowiedzi na tyle nurtujących go pytań. 
Z odrętwienia wyrwał go cichy trzask teleportacji. Podskoczył lekko, gdy zobaczył niewielką, zadbaną skrzatkę, która nawet na niego nie patrząc od razu podbiegła do dziewczyny. 
- Dlaczego pani to sobie robi?
Mamrotała pod nosem, sprawdzając stan zdrowia Hermiony, gdy upewniła się, że wszystko jest w porządku, delikatnie wlała jej do gardła nieznany Malfoy'owi eliksir, po czym od razu odwróciła się w jego stronę.
- Jadła coś?
Spytała bezpośrednio, a chłopakowi opadła szczęka. Z tego co się orientował, skrzaty były istotami zastraszanymi, które co chwilę się karały, gdy zrobiły coś wbrew woli swojego pana. Jednak ta mała niepozorna istota różniła się praktycznie w stu procentach, od jego wyobrażenia. Stała z wyczekującym wyrazem twarzy, ręce trzymając podparte po bokach. Miała śliczną niebieską sukienkę, która podkreślała jej oczy będące w tym samym odcieniu.
- Ja...
Wymamrotał, mieszając się pod naglącym spojrzeniem skrzata.
- Czy Pani Hermiona dzisiaj jadła?
Powtórzyła powoli, akcentując każdy wyraz, tak jakby zwracała się do dziecka. 
- Wydaje mi się, że nie. Nie jestem pewny. Znalazłem ją dzisiaj po obiedzie, na którym jej nie było i przyprowadziłem tutaj. Lecz z tego co sobie przypominam na śniadaniu również się nie pojawiła. 
Powiedział niepewnie. Nie wiedział, jak ma rozmawiać z tym stworzeniem.
- Przyprowadziłeś? - spytała, a w jej oczach zamigotało zaciekawienie.
Skinął powoli głową, nie wiedząc co powiedzieć. 
- Wytłumacz - zażądała, a on spojrzał na nią zszokowany. To ewidentnie nie był zwyczajny skrzat.
- Szedłem korytarzem w stronę dormitorium. Wyszedłem szybciej z obiadu, musiałem nadrobić parę prac, gdy zobaczyłem ją zataczającą się na pustym korytarzu. Stwierdziłem, że nie mogę jej tam zostawić więc pomogłem jej, a ostatnie co ona powiedziała zanim zemdlała, to to, że mam ją zabrać do tego pokoju...
Skrzatka skinęła ze zrozumieniem.
- Jak się nazywasz? Nie jesteś jednym z jej bliskich przyjaciół. Nie znam cię.
Oświadczyła i znów zaczęła mu się uważnie przyglądać. Dla Draco cała ta sytuacja wydawała się absurdalna.
- Draco Malfoy...
Powiedział cicho i od razu zauważył jak po twarzy istoty stojącej przy łóżku, przebiega zrozumienie, jednak nie skomentowała tego w żaden sposób, gdyż jej uwagę przykuła powoli budząca się dziewczyna.
- Iskierka? 
Wyszeptała cicho i powoli podciągnęła się do pozycji siedzącej. Gdy rozejrzała się po pokoju w końcu zobaczyła Malfoy'a.
- Mam jakieś pieprzone deja vu - wymamrotała, przykładając rękę do czoła. 
Draco chcąc nie chcąc uśmiechnął się delikatnie na to stwierdzenie. Jemu również przewinęła się przez myśli podobna sytuacja, jednakże sceneria była zupełnie inna.
- Dziękuję Malfoy...
Powiedziała, a on otrząsnął się z zamyślenia, rzucając jej zdziwione spojrzenie.
- Nie jeden by mnie tam zostawił, ciesząc się z zaistniałej sytuacji, bądź jeszcze bardziej dokopał, ciesząc się jak dziecko, że zemścił się na parszywej ślizgonce. 
Zamilkła na chwilę, zbierając myśli.
- Oraz za to, że nigdzie nie rozpowiedziałeś poprzedniej sytuacji, chociaż wcale nie musiałeś tego robić. Patrząc wręcz na nasze stosunki, byłam dosyć zaskoczona, że jednak nikomu nic nie powiedziałeś. Większość czeka na sensację, a sensacja dotycząca mnie to już w ogóle jakby dać tym ludziom złoto...
Stał i przyglądał się jej badawczo. Mówiąc to nie patrzyła na niego, a na zaczarowany sufit, na którym pojawiały się już pierwsze gwiazdy. Mimo to czuł, że mówi szczerze.
- Wbrew pozorom mam swój honor i godność. Może i nie pałamy do siebie, żadnymi pozytywnymi emocjami, nie oznacza to jednak, że miałbym zostawić osobę, która potrzebuje pomocy. Nie ważne czy byłby to ślizgon, krukon, czy ktokolwiek inny...
Przymknęła oczy.
- Prawdziwy gryfon prawda? Taki z krwi i kości - wyszeptała. - Mimo to dziękuję, mało kto tak by postąpił na twoim miejscu...
Skinął głową, rozumiejąc jej słowa, aż za dobrze. Otwarta wrogość pomiędzy domem Salazara, a całą resztą szkoły była odczuwalna w wielu aspektach ich życia. 
Nagle uświadomił sobie, że niedawno był przecież taki sam. Zapalczywie szukał jakiegokolwiek haka, na leżącą przed nim dziewczynę, życzył jej najgorzej.
Co się zatem zmieniło?
Przez parę sytuacji uświadomił sobie jak bardzo wszyscy są ograniczeni. Oceniając innych po pozorach, nawet nie próbując zrozumieć sytuacji w jakich się znaleźli. 
Przecież to takie oczywiste i proste by nienawidzić wszystkich członków domu Slytherina, nawet nie próbując patrzeć na nich przez pryzmat jednostek, a nie grup. Co niestety prowadziło, to tego, że ślizgoni przyjmowali postawę obronną, jednocześnie najgorszą jaką mogli. Byli dla innych tacy, jakim oni oczekiwali by byli, ukrywając siebie pod wieloma maskami. 
Odkrył to, gdy spojrzał w wykrzywioną twarz dziewczyny, leżącej przed nim. Jej trupio bladą twarz i ręce kurczowo zaciśnięte na pościeli. Tak nie wyglądała wiecznie wyniosła i pomiatająca wszystkimi osoba, która nie przejmuje się zupełnie niczym. Przecież ktoś taki jak ona nie powinien również znać słów typu dziękuję, w odniesieniu do jego osoby, a jednak.
Ciszę, która zapadła w pomieszczeniu, porywając w wir przemyśleń i wspomnień, przerwała pojawiająca się znów skrzatka.
- Naszykowałam kolację, Pani - i skinęła głową w stronę stolika znajdującego się przy kominku. Niewielki stolik został powiększony, a na nim piętrzyły się różnego rodzaje smakowite potrawy.
Hermionie żołądek skurczył się mocniej, powodując kolejne mdłości.
- Iskierko... to bardzo miło z twojej strony, jednak nie jestem głodna.
Skrzatka jakby w ogóle nie słyszała odpowiedzi swojej pani, zwróciła się do zdziwionego jej zachowaniem Draco.
- Czy mogły Pan przypilnować, panienkę Hermionę by cokolwiek zjadła? Jednak nie może zjeść za dużo, bo najprawdopodobniej, jej żołądek tego nie wytrzyma i wszystko zwróci.
Skinął głową. Nie wiedział, czy ma być bardziej zdumiony prośbą skrzatki czy tym, że zwróciła się do niego per Panie.
- Oczywiście - przytaknął, a Iskierka w tym samym czasie pstryknęła delikatnie palcami powodując, że Hermiona pogrążyła się w błogim śnie.
- Co ty...
Wtrąciła się od razu, nie chcąc tracić czasu.
- Jednak niech ma Pan na uwadze, że nie będzie to łatwa sprawa. 
- Nie rozumiem - przyglądał się jej z zaciekawieniem. Po co mu to mówi?
- Jestem prywatną skrzatką panienki Hermiony i bardzo zależy mi na jej zdrowiu. Niestety wystąpiły pewne okoliczności, których nie mogę wytłumaczyć. Panienka przez to podupadła na zdrowiu, zapomina by jeść, w ogóle o siebie nie dba, co mnie bardzo martwi. Bardzo mnie to wszystko martwi..., gdyby nie ona, cały czas byłabym popychadłem w tym... domu - szepnęła, a w jej oczach zalśniły łzy. 
- Tak bardzo chciałabym jej pomóc, ale nie chce mnie słuchać. Już nawet rozmawiałam z panienką Pansy i paniczem Blaisem, aby z nią porozmawiali, bądź przypilnowali z jedzeniem, ale ich chyba też nie słucha, skoro jest jeszcze gorzej...
Draco uświadomił sobie właśnie co oznaczało ostatnie zachowanie tych ślizgonów. Oni cały czas próbowali w nią wmuszać jedzenie, a ją to irytowało, przez to tak często się kłócili.
- Postaram się zrobić co tylko mogę, jednak wątpię, że mnie posłucha. Nie lubimy się zbytnio...
Skrzywił się, a skrzatka machnęła ręką. 
- Ale jej pomogłeś, mimo tego, że jej nie lubisz. Może właśnie temu to ty najwięcej na niej wymusisz. Wiem, że dużo wymagam, ale... proszę - szepnęła. - Wbrew temu co o niej sądzisz i za jaką ją masz, ona na to wszystko nie zasługuje.
I zostawiając go zamyślonego teleportowała się, w tylko sobie znane miejsce. 
Usiadł przed stolikiem, na którym znajdowało się tyle różnych, wyglądających na bardzo smakowite, potraw, aż zaburczało mu w brzuchu. Mimo to nie tknął żadnej z nich. Nie były przygotowane dla niego.
Ta skrzatka cały czas nie dawała mu spokoju. Przecież nie zachowywałaby się tak, gdyby była przez Granger, źle traktowana. Była taka pewna siebie i w ogóle się nie bała, to było coś co zadziwiało go w jej postawie najbardziej, pomijając oczywiście strój.
- Jak chcesz to jedz, ja i tak nic nie ruszę - usłyszał zmęczony, wręcz melancholijny głos dziewczyny, która właśnie zbliżała się do jednej z kanap, powolnym, powłóczystym wręcz krokiem.
Spojrzał na nią i pokręcił głową.
- Masz coś zjeść, cokolwiek - powiedział patrząc na nią wyzywająco.
- Ohh Malfoy, nie będziesz się bawił w moją niańkę - sarknęła uśmiechając się pobłażliwie. 
- Nie będę - spojrzał na nią z ogniem w oczach. - Nie chcesz jeść to nie jedz, ale ja też w takim razie nie będę nic jadł.
Z założonymi rękami i drwiącym uśmiechem oparł się o kanapę, patrząc na nią wyczekująco.
- Chyba sobie kpisz - prychnęła. - Myślisz, że to dla mnie będzie cokolwiek znaczyło? 
Wzruszył ramionami i skierował swój wzrok na wciąż płonący kominek. 
Hermiona nie tknęła jednak nic tego wieczoru, a on tak jak zapowiedział, również tego nie zrobił.

***


Siedziała w Wielkiej Sali i grzebała widelcem w talerzu, nic nie chciało przejść jej przez gardło. Funkcjonowała jedynie dzięki eliksirom, o których zdobycie prosiła swoją skrzatkę. Mimochodem zerknęła w stronę stołu Gryffindoru. Malfoy siedział i żywo o czymś dyskutował. Po mimo odległości była w stanie zobaczyć również, że nic nie tknął ze swojego talerza. Zacisnęła ręce i wykrzywiła usta. Tak sobie, ze mną pogrywa... Zobaczymy kto się pierwszy ugnie. Pomyślała i uśmiechnęła się z wyższością.
W tym momencie ich oczy się spotkały, a pod wpływem jego intensywnego spojrzenia po jej ciele przeszedł niekontrolowany dreszcz. 
Uśmiechnął się do niej kpiąco po czym uniósł goblet z sokiem w geście toastu i od razu go odstawił, nie biorąc ani jednego łyka.

***


Minęły dwa dni, odkąd nic nie jadł i nie pił. Kręciło mu się w głowie, a ciągły głód powodował mdłości. Mimo to nie zamierzał się poddawać, nie da jej tej satysfakcji. 
Apogeum jego złego samopoczucia nastąpiło, na jego nieszczęście, podczas zajęć z eliksirów. Opary wydobywające się z jego kociołka, zamroczyły go na tyle, że gdyby nie szybka interwencja profesora Snape'a, byłby właśnie oblepiony jakąś klejącą, syczącą, czerwoną mazią.
- Minus pięćdziesiąt punktów od Gryffindoru! - wrzasnął cały rozdygotany Snape. - Czy ty chcesz nas pozabijać? - wysyczał.
- Ja... - nie dokończył, gdyż znów się zachwiał, a w uszach mu zaszumiało.
- Za grosz talentu! Za grosz!
Wymachiwał rękoma w koło, a Malfoy coraz bardziej bladł.
Hermiona, która patrzyła na niego spod przymrużonych oczu, widziała jak coraz ciężej jest mu się utrzymać na nogach. 
- Profesorze Snape - szepnęła, a jego uwaga od razu skierowała się na nią. - Malfoy właśnie wygląda jakby miał zemdleć - uśmiechnęła się kpiąco. - Może te trujące opary z jego eliksiru jakoś na niego wpłynęły? Ohh byłoby cudownie, świat jednak chce nam oszczędzić jego toksycznej obecności, wśród nas.
Zaśmiała się patrząc z lekkim ponagleniem na Snape'a. Ten szybko zrozumiał, że dziewczyna nie robi tego bezinteresownie.
- Granger! - warknął. - Jak taka jesteś mądra, to właśnie ty będziesz musiała teraz zaprowadzić to beztalencie do skrzydła szpitalnego - uśmiechnął się wrednie. 
Spojrzała na niego wściekła, w duchu dziękując za takiego wujka. 
- Dlaczego...
- Granger!!! Ale to już! - wrzasnął, a ona bez słowa podeszła do chłopaka i wyprowadziła go z sali.
Na odchodne usłyszała jak przyjaciele Malfoy'a, pieklą się na zaistniałą właśnie sytuację.
Prowadziła chłopaka szybko w stronę Pokoju Życzeń, tak aby nikt ich nie zauważył.
- Gdzie ty...
- Cicho bądź, bo nie ręczę za siebie - wysyczała przez zęby, a on nie miał siły się z nią kłócić, znów zaczęło mu dzwonić w uszach.
Wepchnęła go do pomieszczenia nie zważając na to, że Malfoy potyka się o własne nogi. Ledwo zdołał dowlec się do kanapy, na którą opadł bezsilnie, a dziewczyna już zmaterializowała się przed nim z furią wymalowaną na twarzy.
- Coś ty sobie myślał! Jadłeś cokolwiek przez ten czas? - warknęła, a on ociężale się na nią spojrzał.
- A ty? 
Odpowiedział pytaniem na pytanie, a ona zirytowała się jeszcze bardziej, ponieważ dobrze znała odpowiedź na to pytanie. 
- Iskierko! 
Zawołała, a skrzatka zmaterializowała się przed nią w mgnieniu oka. 
- Tak Pani?
- Przynieś coś do jedzenia, dobrze? 
Iskierka skinęła głową i zaciekawieniem spojrzała na prawie nieprzytomnego chłopaka. W jej mniemaniu wyglądał o wiele gorzej niż ostatnim razem.
- Proszę cię tylko o to, żeby było to coś odżywczego i zdrowego. Możesz to dla mnie załatwić?
Ochoczo pokiwała główką i z cichym pyknięciem zniknęła, zostawiając ich samych. 
- Dlaczego to zrobiłeś? - zapytała ze zrezygnowaniem.
- Ty wiesz dlaczego... - wyszeptał, a ona spojrzała na niego nic nie rozumiejąc. Przecież nic dla siebie nie znaczyli, dlaczego więc to zrobił? Dlaczego ona w takim razie się tym tak przejęła?
Po długiej chwili, przerywanej jedynie trzaskaniem ognia, pojawiła się iskierka z masą jedzenia. Począwszy od różnorakich owoców i warzyw, kończąc na wielu rodzajach sera i wędlin. 
- Jedz - Hermiona podetknęła mu jedzenie pod nos, jednak ten odwrócił głowę. 
- Nie, najpierw ty - powiedział, a zmęczenie znów zaczęło nad nim panować.
- Nie można tak! 
Fuknęła i odwróciła się w jego stronę, by dać mu kolejną reprymendę, lecz zanim to uczyniła od razu zamilkła. Głos uwiązł jej w gardle, a serce boleśnie się zacisnęło. Wyglądał żałośnie, a natrętne myśli Hermiony coraz dotkliwiej uświadamiały jej, że to przez nią tak wygląda. Nie była człowiekiem bez serca, nie mogła patrzeć na to jak ktoś przez nią się głodzi. 
- Dobrze, już dobrze - skapitulowała i wzięła jedną z kanapek, znajdujących się na tacy. 
- Widzisz? Jem - ugryzła kawałek, podając mu tacę, aby i on wziął jedną i zjadł. 
Uśmiechnął się delikatnie.
- Naprawdę musiałem czekać na to, aż dwa dni? 




♦︎💠♦︎


Czytacie ➛ Komentujecie!  
Bardzo zależy mi na waszej opinii! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz