Harry Potter Magical Wand

niedziela, 17 maja 2020

Miniaturka " Z Innej Strony " cz. 3

No więc mamy już ostatnią część. Mam nadzieję, że się spodoba :). Miłego czytania!




♦︎💠♦︎




Mimo wcześniejszej wzajemnej niechęci, Draco i Hermiona znaleźli nić porozumienia, którą skrzętnie ukrywali za fasadą odrazy i nienawiści.
Jednak momentem przełomowym w ich relacji było pewne nieoczekiwane zdarzenie, które bez żadnego wysiłku roztrzaskało wszystkie mury i maski dziewczyny w pył.
Siedzieli i jedli śniadanie w oczekiwaniu na pocztę. Malfoy od niechcenia słuchał paplaniny Rona na temat nowej dziewczyny, która wpadła mu w oko. Draco był święcie przekonany, ze zwróciła na niego uwagę tylko ze względu na jego przyjaźń z wybrańcem, do którego robiła maślane oczy, gdy myślała, że nikt nie patrzy. Prychnął zdegustowany. Nie cierpi takich dziewczyn.
- Draco?
- Hmm? - mruknął, bez zawracania sobie głowy, kim jest osoba, która może coś od niego chcieć. 
- Ustaliłem nową taktykę na najbliższy mecz ze ślizgonami - oczy Harry'ego zapłonęły. Nie marzył o niczym innym jak o wygraniu i zdobyciu Pucharu Domów, a to że w parze dochodziło również pokonanie ślizgonów, tylko podsycało tą rządzę.
- I chciałbym, żebyśmy wszyscy spotkali się na boisku, dzisiaj wieczorem, dobra? 
Draco skinął machinalnie głową, a jego myśli zaprzątała brązowo-oka dziewczyna.
- Wszystko już załatwiłem, więc nikt nam nie przerwie - powiedział dumny z siebie. Specjalnie pół dnia latał za profesor McGonagall, aby ta upewniła się, że na pewno profesor Snape nie da pozwolenia na korzystanie w tym samym czasie z boiska swoim podopiecznym.
- W ogóle wiedziałeś, że przez pewien moment szukali w drużynie ślizgonów zastępstwa? 
Harry spojrzał na przyjaciela z wyczekiwaniem, był dumny z informacji jakie ostatnio zdobył. Niestety Draco wydawał się być myślami bardzo daleko, gdyż nie zareagował tak jak Harry tego oczekiwał, przez co mina trochę mu zrzedła. 
- To znaczy?
Spytał w końcu zerkając na wybrańca i odganiając natrętne myśli.
Nie dowiedział się jednak nic więcej, gdyż ten moment wybrały sobie sowy na dostarczenie listów i przesyłek.
Draco zapłacił jednej z nich i odebrał Proroka Codziennego, którego dłuższy czas prenumerował.
Kiedy zerknął na stronę tytułową zaniemówił i szybko spojrzał w stronę niczego jeszcze nieświadomej dziewczyny, beztrosko rozmawiającej z przyjaciółmi.
Nagle po sali przetoczył się szmer, który po chwili zmienił się już w donośny gwar. Harry szybko wyrwał gazetę Draconowi i zaczął głośno czytać.

"Prorok Codzienny został wyróżniony możliwością, poinformowania o tej jakże szczęśliwej nowinie. Dwójka młodych ludzi, szaleńczo w sobie zakochanych, ogłasza swoje zaręczyny! Dzięki przychylności ich rodzin, aby informacja ta ukazała się w tym oto czasopiśmie, chcielibyśmy złożyć najszczersze gratulacje zaręczonej dwójce. Niesamowicie pięknej Hermionie Granger, córce Evelyn i Jacoba Granger, pochodzącej ze starego i szanowanego rodu czarodziejów oraz równie przystojnego Ethana Lestrange, syna wieloletniego przyjaciela pana Granger, Rabastan'a Lestrange. Gratulujemy im z całego serca!
Jednak nurtuje nas parę pytań, na które liczymy jeszcze znaleźć odpowiedź! 
Więcej zastanawiających was odpowiedzi na temat tej dwójki na stronie 5! "

Głosiła strona tytułowa, ukazująca również o wiele młodszych niż teraz Hermionę i Ethana, którzy rozmawiali ze sobą uśmiechając się lekko. 
Harry zaśmiał się.
- Widzę się, że szumowiny łączą się z szumowinami - rzucił pogardliwe, patrząc na dziewczynę z wrogiego domu.
Draco zakuło serce, gdy zobaczył jak wymieniony w gazecie chłopak podchodzi do Granger i coś żywo tłumaczy, rzucając jej pod nos gazetę.
Nie miał ochoty patrzeć na ckliwe okazywanie sobie uczuć przez tę dwójkę, więc szybko wyszedł z sali tłumacząc się jeszcze niedokończonym zadaniem, które w tej właśnie chwili musi zrobić.
Był już na jednym z pustych korytarzy prowadzących do Pokoju Życzeń, gdy usłyszał za sobą szybkie kroki jakiś osób i krzyk, bez zastanowienia schował się za zbroją w jednej z wnęk. Było tam na tyle ciemno, że wątpił by ktokolwiek go zauważył.
Po chwili dostrzegł Hermionę zatrzymującą się gwałtownie niedaleko, jego kryjówki. 
- Nic nie rozumiesz! - krzyknął do niej Ethan, który znalazł się zaraz za nią.
- Ciebie przynajmniej poinformowali co planują! Mi nie było o tym nic wiadomo!
Krzyczał rozzłoszczony, a ona stała i patrzyła na niego pustym wzrokiem.
- Musimy coś z tym zrobić Granger! Nie mam zamiaru za ciebie wychodzić! - krzyknął wzburzony. - Nie rozumiem w jakim wieku do cholery żyjemy, że rodzice aranżują nam małżeństwa...
Przyjrzała mu się ze smutkiem w oczach.
- Wie o tym? - szepnęła i spojrzała w jego gasnące oczy.
- Dowiedziała się dzisiaj, tak jak ja z Proroka - oparł się ociężale o ścianę, a Draco próbował zrozumieć o czym oni do siebie mówią.
- Jesteś dla mnie jak siostra, wiesz o tym - przyjrzał się jej uważnie, a ona przytaknęła lekko głową. - Znamy się od dziecka, nie rozumiem, kiedy to się stało.
- Ale co?
- Myślisz, że od samego początku to planowali? Chcieli nas ze sobą zeswatać? - warknął wzburzony.
Skinęła niepewnie.  
- Wydaje mi się, że planowali to już od dawna. Nie jestem pewna od kiedy, ale po nich można spodziewać się wszystkiego - powiedziała zrezygnowana.
- Musimy coś z tym zrobić! - krzyknął, a na jego twarzy pojawiła się na nowo determinacja, która przygasła, gdy zobaczył minę dziewczyny.
- Nie mogę się im sprzeciwić, wiesz o tym - szepnęła, a w jej oczach zamajaczyły łzy.
- Ja tego tak nie zostawię! - krzyknął wzburzony. - To, że ty poddałaś się już dawno temu, nie oznacza, że ja będę takim tchórzem jak ty - wypluł ostatnie słowa.
- Przecież wiesz...
- MAM TO GDZIEŚ! - wykrzyczał jej prosto w twarz, a ta cofnęła się lekko wzdrygając. - To twoje życie! Twoje wybory! Kiedy sobie to do cholery uświadomisz?
- Uświadomiłam sobie to już dawno temu - wyszeptała, a łzy zaczęły jej spływać po policzkach.
Ethan widząc to zmieszał się lekko.
- Wiesz, że to nie była twoja wina - powiedział z mocą. - Nie rozumiem, dlaczego cały czas to do ciebie nie dotarło!
- Właśnie, że BYŁA! - wykrzyczała i czym prędzej, odwróciła się od chłopaka i pobiegła w tylko sobie znanym kierunku. 
Lestrange westchnął i skierował się w stronę lochów.


***



Stanął przed pięknie zdobionymi drzwiami. Serce biło mu jak oszalałe. Nie wiedział co tu robi, dlaczego nie wrócił do siebie, do dormitorium, jednak czuł, że powinien tu być. Nie rozumiał, dlaczego tak się dzieje, bał się odpowiedzi na swoje własne pytania. Odetchnął próbując się uspokoić. Teraz albo nigdy.
Cicho wszedł do pomieszczenia, a jego wzrok od razu spoczął na szlochającej dziewczynie. Siedziała na puszystym, beżowym dywanie zaraz przed kominkiem, nie potrafiąc opanować łez, które wciąż na nowo spływały po jej twarzy. 
Była zrozpaczona faktem, że rodzice na prawdę jej to zrobili, chociaż pisała by rozważyli tę decyzję. 
Była zrozpaczona tym, że tak szybko się poddała, odpuściła walkę o swoje szczęście...
Drgnęła, gdy poczuła jak ktoś się delikatnie do niej przysiada i nieśmiało ją obejmuje. Do jej nozdrzy dotarł jeden z jej ulubionych zapachów. Nie potrafiła go zidentyfikować podczas lekcji eliksirów, gdy wraz z innymi oparami amortencji unosił się, wprawiając ją w błogi stan. Mimowolnie mocniej wtuliła się w obejmującą ją osobę. 
Wiedziała kto to jest, co do tego akurat nie miała żadnych wątpliwości. Nie chciała myśleć w tym momencie o swoich uczuciach, które w ostatnim czasie zupełnie odbiegały od normy. Zwłaszcza jeśli chodziło o tego chłopaka. 
Nie zanotowała faktu, kiedy zaczęła na niego inaczej patrzeć. Kiedy przestał być dla niej wrogiem, utrudniającym życie, a zaczął być chłopakiem, który ją wspierał, choć w cale nie musiał tego robić. 
Był inny niż przypuszczała, był zupełnie inny.
Westchnęła cicho.
Zdziwił ją jedynie fakt, że tak szybko to zaakceptowała. Że czuła się przy nim tak swobodnie...
- Wiem, że nie jestem twoim przyjacielem, ani nikim ważnym - szepnął, a ona poruszyła się nieznacznie w jego ramionach. - Jednak czy mogłabyś mi powiedzieć co się stało? O co w tym wszystkim chodzi?
Odsunęła się od niego niechętnie, przyglądając jego twarzy. Miał zmarszczone brwi w wyrazie głębokiego zastanowienia i konsternacji. 
- Nie rozumiem tego wszystkiego - wyszeptał patrząc jej prosto w oczy, a ona po raz pierwszy w życiu poczuła się onieśmielona czyimś spojrzeniem. Spuściła wzrok, na swoje dłonie. 
- Proszę... tylko nie mów nikomu - powiedziała ledwo słyszalnie, a Draco uśmiechnął się lekko. 
- Do tej pory nie powiedziałem prawda?
Nieśmiało odwzajemniła jego uśmiech, a Malfoy stwierdził, że nie widział w życiu nic piękniejszego. 

***


Mała, około ośmioletnia dziewczynka biegała wesoło po placu zabaw. Nic w tym momencie nie było w stanie zetrzeć jej tego wesołego uśmiechu z ust. 
- Kate?
Spytała huśtającą się dziewczynkę. Jej nowo poznaną przyjaciółkę.
- Tak Miona? - spojrzała na nią szczerząc się wesoło.
- Będziemy przyjaciółkami na zawsze?
Zapytała poważnie patrząc, na zatrzymującą się pyzatą, blondynkę. Ta zeskoczyła jedynie z huśtawki i rzuciła się jej w ramiona.
- Oczywiście, że tak!
Jej entuzjazm był okropnie zaraźliwy. Przy tej szalonej i wiecznie wesołej koleżance, zapominała o swoich wszystkich zmartwieniach, które dręczyły jej młodą głowę.
Nagle znikąd pojawiła się jej matka. Przyglądała się scenie, która przed chwilą miała miejsce ze zmrużonymi oczami. 
- Hermiono, masz wracać do domu. W tej chwili - powiedziała ozięble.
- Nie - spojrzała na nią buntowniczo. - Zostaję tutaj - krzyknęła, zaciskając swoje małe dłonie w piąstki. 
- Nie obchodzi mnie to - warknęła i szarpnęła ją za ramię, ta jednak wyrwała się od razu.
- Jak śmiesz - syknęła.
- Przepraszam... - wtrąciła cichutko, świeżo upieczona przyjaciółka Hermiony. - Czy Miona mogłaby zostać jeszcze przez chwilkę? Później od razu wróci do domu - szepnęła. Ta kobieta powodowała ciarki na jej skórze.
- Ohhh Miona? - prychnęła zdegustowana. - Nie przystoi ci się zadawać z tymi nędznymi imitacjami ludzi. Nie tak cię wychowywałam. Kalasz nasze nieskazitelne nazwisko swoim irracjonalnym zachowaniem.
Jej głos z chwili na chwilę stawał się zimniejszy, a na usta wpływał kpiący uśmiech. 
- Ale nie martw się, zajmę się tym. Widocznie potrzebna ci terapia szokowa - spojrzała uważnie na skuloną dziewczynkę, stojącą obok jej córki. 
- Obliviate... - Hermiona nawet nie wyłapała, kiedy ta wyciągnęła różdżkę i wypowiedziała zaklęcie. Otrząsając się z szoku szybko podeszła do koleżanki. 
- Kate? Wszystko dobrze? - szeptała przerażona, jednak jej przyjaciółka spojrzała na nią nienawistnie.
- Odsuń się ode mnie! Nienawidzę cię! - krzyknęła i uciekła od niej od razu. Ta przygarbiła się lekko, a w jej oczach zalśniły łzy.
- Co jej zrobiłaś? - krzyknęła zła w stronę matki, a ta uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- To co było konieczne. Sprawiłam, że zapomniała o waszej przyjaźni. Sprawiłam, że cię znienawidziła - jej oczy błyszczały groźnie. - Zapamiętaj lepiej tę lekcję. Następnym razem skończy się to inaczej.
Powiedziała i w jednej chwili teleportowała je do domu. Hermiona od razu się jej wyszarpnęła. 
I patrzyła nienawistnie na swoją matkę.
- Nienawidzę cię! - krzyczała, tak że zdezorientowany ojciec wpadł do salonu, w którym właśnie się znajdowały.
- Hermiono... - spojrzał na swoją córkę ze zdziwieniem. - Co ty...?
- Jesteś najgorszą matką na świecie! - krzyczała dalej, nie zwracając uwagi na przerażenie malejące się na twarzy jej ojca. - Niszczysz wszystko co kocham! Gdyby ci na mnie zależało, uszanowałabyś moje decyzje!
I wybiegła z płaczem z pomieszczenia. Jacob spojrzał na swoją żonę z niezrozumieniem.
- Zrobiłam to co konieczne - powiedziała wyniośle. - Wymazałam pamięć jednej z tych jej pożal się merlinie mugolek. Sprawiłam, że ją znienawidziła. 
- Co zrobiłaś?! - krzyknął zły. - Przecież to tylko dziecko! 
Spojrzała na niego chłodno. 
- Tak jest najlepiej.

Hermiona siedziała skulona, a w oczach lśniły jej łzy. Draco tulił ją do siebie analizując to co właśnie usłyszał. Nie potrafił zrozumieć, jak matka mogła postąpić, tak w stosunku do własnego dziecka. 
- To jeszcze nie wszystko - wycharczała, dławiąc się własnymi łzami. 

Cichutko podeszła pod drzwi do sypialni jej rodziców. Mnóstwo lekarzy kręciło się po ich domu od samego rana, a jej nie pozwolili w tym czasie wychodzić z pokoju. Gdyby nie Iskierka, która dotrzymywała jej towarzystwa już dawno zanudziłaby się na śmierć. 
Gdy już chciała odejść do swojego pokoju, usłyszała zbolały krzyk jej matki. Nie myśląc wiele, szybko weszła do pomieszczenia.
- Coś się stało? - szepnęła cicho, widząc zwykle wyniosłą i oziębłą twarz matki, wykrzywioną w bólu i agonii. Jacob szybko zerwał się na nogi i podszedł do przerażonej dziewczynki, podnosząc ją i wynosząc z pokoju. Spojrzał w jej oczy uważnie.
- Nie powiesz o tym skarbie nikomu dobrze? 
Skinęła posłusznie głową. To tata zawsze okazywał jej jakiekolwiek uczucia jako jedyny był dla niej wyrozumiały i wydawał się ją rozumieć.
- Niestety wystąpiły powikłania i twoja mama straciła dziecko - szepnął, a po jego twarzy przeszedł wyraz zmęczenia. - Nie będzie mogła mieć ich więcej, wiesz? Więc bardzo cię proszę córeczko bądź grzeczna dobrze? Nie kłóć się z nią tyle.
Ta skinęła odrętwiała głową. Czy to znaczy, że nie będzie miała rodzeństwa? W jej oczach pojawiły się łzy. Ojciec widząc to, przygarnął ją do siebie, szepcząc do ucha.
- Będzie dobrze skarbie, damy sobie radę - odsunął ją delikatnie od siebie i spojrzał jej w oczy. Gdy nie zobaczył w nich łez uśmiechnął się dumny. Miał najmądrzejszą i najsilniejszą córkę, jaką tylko dało się sobie wymarzyć. 
- Wracam do mamy dobrze? A ty zmykaj spać - szepnął i wszedł cicho do pokoju. 
Patrzyła zamyślona na przed chwilą zamknięte drzwi i gdy już miała odchodzić, usłyszała krzyk jej matki. Z czystej, dziecięcej ciekawości podeszła do dziurki od klucza i starała się podsłuchać o czym mówią.
- To wszystko jej wina! - krzyczała jak opętana, rzucając się na łóżku. 
- Evelyn, nie myślisz tak. Przemawia przez ciebie rozpacz - powiedział spokojnie jej tata. 
- Jak zwykle bronisz, swoją ukochaną córeczkę! - spojrzała na niego rozczarowana z pogardą w głosie. - Gdyby tylko się słuchała! Robiła co jej każe, może donosiłabym tę ciążę! To ona powodowała wszystkie bóle głowy jakie miałam! Moje złe samopoczucie, było tylko jej zasługą!
- Dosyć! - krzyknął zły pan Granger. - Jak śmiesz obwiniać o coś takiego dziecko? Swoją własną córkę?!
- Zawsze chciałam syna! - krzyknęła. - Może on miałby jakikolwiek szacunek do mojej osoby! Inaczej bym go wychowała!
Mężczyzna odsunął się od swojej żony, z niezidentyfikowanym wyrazem twarzy. 
- Nie wierzę, że to powiedziałaś - szepnął. - To nigdy nie była wina Miony! Gdybyś tylko inaczej z nią rozmawiała! Lecz ty zawsze byłaś dla niej zbyt surowa! Przecież to tylko dziecko!
- Tylko dziecko - prychnęła. - Więc to moja wina, tak?
- Tak! - powiedział z mocą i skierował się do wyjścia, a Hermiona na trzęsących się nogach uciekła do swojego pokoju.

Patrzyła w ogień, wesoło trzaskający w kominku, zatopiona we własnych wspomnieniach.
- Nigdy nie powiedziała mi tego wprost, lecz słyszałam wtedy jak mnie o to wszystko obwiniała - szepnęła, przerywają ciszę jaka zapadła w pomieszczeniu po jej słowach. 
Draco spojrzał na nią uważnie, nigdy nie przypuszczał, że dowie się takich rzeczy. 
Jak łatwo było mu wcześniej oceniać ludzi po pozorach.
- Od tamtej chwili przyrzekłam sobie, że będę taką córką jaką zawsze chciała... Nigdy więcej nie zrobiłam nic wbrew jej woli - w jej głosie można było dosłyszeć tyle bólu i rozgoryczenia, że Draco zapragnął chronić ją przed tym wszystkim już zawsze.
- A teraz... - jej głos zadrżał od kolejnego tłumionego szlochu. - Chce abym wyszła, za Ethana... - gdy to powiedziała rozpłakała się już na dobre. Malfoy kompletnie nie wiedział co ma robić, więc przygarnął ją do siebie jeszcze mocniej, głaszcząc delikatnie ją po włosach.
- Ciiii.... będzie dobrze, jakoś damy sobie z tym radę - szeptał, a ona spojrzała na niego załzawionymi oczami, w których kryło się zdziwienie.
- Damy...?
Skinął od razu.
- Tak, damy. Nie myślałaś, chyba że po tym wszystkim czego się dowiedziałem. Po tym jak odkryłem, że jesteś zupełnie inną osobą, niż tą którą kreujesz na co dzień, mógłbym cię teraz tak zostawić?
Wdzięczność biła z jej oczu, a mu zrobiło się cieplej na sercu. Wtuliła się w niego jeszcze mocniej.
- Nie mógłbym cię teraz zostawić Hermiono... Już nie...
Jego głos koił jej zszargane nerwy, a ona pierwszy raz od dawna zapragnęła zawalczyć o siebie. O swoją przyszłość. 


***


Stała na szczycie klifu, wiatr szarpał jej włosy, a ona przyglądała się z błogim uśmiechem, zachodzącemu już słońcu.
Drgnęła lekko, gdy poczuła, jak ktoś okrywa ją swoją kurtką.
- Chyba nie zamierzasz skoczyć co? - parsknął rozbawiony Draco, a ona pokręciła lekko głową, nie panując nad wypływającym na jej twarz uśmiechem.
- Tu jest tak pięknie - szepnęła zamiast tego, znów odpływając myślami daleko. Po mimo czasu jaki ze sobą spędzili, Draco cały czas nie potrafił rozszyfrować jej do końca, co powodowało, chęć bycia bliżej niej jeszcze bardziej. 
- Hermiono - jego głos mimo, iż cichy dotarł do niej od razu. Zerknęła na niego i zaniemówiła. 
- Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?
Stała oniemiała, a łzy pojawiły się w jej oczach.
- Ohh Draco... - nie mówiąc nic więcej, rzuciła się mu w ramiona całując bez opamiętania. Gdy w końcu się od siebie oderwali, szepnęła pełnym emocji głosem:
- Oczywiście, że tak - a na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech. Oczy skrzyły się jej od szczęścia, a chłopak przyglądał się temu z czułym uśmiechem i powoli wsunął na jej palec, delikatnie zdobiony srebrno- złoty pierścionek zaręczynowy. 
- Jest piękny - szepnęła. Doskonale rozumiała przekaz z niego płynący. Złoto i srebro było połączeniem ich domów. Ukazaniem, że miłość może przełamać nawet najbardziej zagorzałą nienawiść, zrodzoną od wieków. 
Chwycił ją za rękę i pociągnął w kierunku malowniczej willi, stojącej niedaleko.
- Gdzie idziemy? - spytała z zainteresowaniem swojego chłopaka, jednak ten tylko z uśmiechem pokręcił głową.
- To niespodzianka - szepnął, a ona przekręciła oczami oburzona. Nie lubiła czegoś nie wiedzieć. 
Gdy w końcu stanęli przed ładnie zdobioną bramą, spojrzał na nią z napięciem.
- Tylko bądź spokojna dobrze? - powiedział szybko widząc zbliżającą się w ich stronę postać. Zerknęła na niego z niezrozumieniem, lecz gdy dojrzała osobę, która otwierała im właśnie bramę, zastygła w przerażeniu. 
- Tata... - szepnęła cofając się o krok, a w jej oczach pojawiły się łzy.
Minęło pięć lat od wydarzenia, które zbliżyło do siebie Hermionę i Dracona. 
Minęło pięć lat od kiedy wyszli wtedy z pokoju życzeń, z wieloma niewypowiedzianymi postanowieniami. 
Minęło pięć lat od momentu, w którym Hermiona zerwała wszelkie kontakty z rodzicami, odmawiając ślubu.
Minęło pięć lat od momentu, gdy wbrew wszystkim przeciwnościom wybrali siebie. 
Minęły cztery lata od ich wyjazdu z Anglii. 
Od razu po skończeniu szkoły, jednogłośnie podjęli decyzję o przeprowadzce do Stanów. Nic nie trzymało ich już w tym miejscu, przypominało ono jedynie o bólu i jej rodzicach.
- Dawno się nie widzieliśmy córeczko - powiedział patrząc w jej zdruzgotaną twarz. - Tak się cieszę, że w końcu znalazłaś szczęście - i zerknął w stronę stojącego obok niej chłopaka, kiwając mu głową w geście szacunku.
- Co ty tu robisz? - wyszeptała.
- Chciałem ci pogratulować skarbie - a jego wzrok skierował się w stronę jej prawej ręki, odchrząknął lekko. - Oraz wręczyć klucze do waszego nowego domu.
Uśmiechnął się szerzej widząc jej zaskoczenie.
- A...?
- Twoja matka nie ma tu nic do gadania - odpowiedział twardo. - Nigdy więcej nie będzie nami rządzić.
Gdy skończył mówić, Hermiona rzuciła mu się w ramiona, płacząc.
- A...a...le  jak? - spytała przez łzy.
- Ponieważ ten oto młodzieniec wparował niedawno do naszego domu i wygarnął nam parę rzeczy - parsknął śmiechem, widząc jej zaskoczoną minę. - Powiem ci szczerze, że dawno nie widziałem nikogo tak rozwścieczonego. Powiedział między innymi to, że jeżeli nie chcemy cię stracić na zawsze mamy zaakceptować twoje wybory i wspierać cię jak tylko możemy. Reszty rozmowy nie przytoczę - zaśmiał się przypominając sobie tę sytuację.
- Dzięki temu zrozumiałem parę rzeczy i oto jestem.
Hermiona wzruszona ocierała łzy i spojrzała na swojego narzeczonego z tak wielką miłością i wdzięcznością, że pod nim lekko ugięły się kolana.
Draco wyciągnął w jej stronę rękę, którą bez wahania złapała.
- Teraz będzie tylko lepiej skarbie - uśmiechnął się w jej stronę co ona od razu odwzajemniła.
Teraz już tak.





KONIEC



♦︎💠♦︎


Czytacie ➛ Komentujecie!  
Bardzo zależy mi na waszej opinii! :)


piątek, 8 maja 2020

Miniaturka "Z Innej Strony" cz. 2

Stała na wieży astronomicznej i z lubością wdychała czyste, rześkie, poranne powietrze. Otulała ją błoga cisza, od czasu do czasu przerywana budzącą się do życia przyrodą. Przymknęła oczy w błogim uśmiechu. Ukojenie i spokój... To było coś czego tak bardzo pragnęła w tym momencie. Wszystko zaczęło zwalać się jej na głowę, a ona usilnie starała się temu zapobiec w każdy możliwy sposób. Niestety jej starania przynosiły zupełnie odwrotne efekty, od tych wcześniej zamierzonych. Temu tak bardzo potrzebowała tych, nielicznych chwil, by odetchnąć i wyciszyć skołatane nerwy. 
Niestety przeczuwała, że był to dopiero wierzchołek góry lodowej jej problemów. Czuła, że jej własne życie, wymyka się jej przez palce, że nie należy już do niej, a jest towarem, którym ludzie handlują.
Jej uwagę przyciągnęły dwa samotne teatralne, szybujące nad zakazanym lasem. Chciałaby być jak te wszystkie zwierzęta, być wolna. Nie mieć zmartwień i poznawać cały czas na nowo, beztroski smak życia.
Zgarbiła się lekko. Jej nie było to niestety dane, w tamtym momencie nie myślała, że wystarczy walczyć o własne racje. Chodziło jedynie o to by się nie poddawać, co ona już dawno uczyniła.
Schodząc z wieży astronomicznej czuła narastające mdłości i zawroty głowy. Zacisnęła mocno zęby i krok za krokiem parła na przód.
Będąc na jednym z korytarzy zachwiała się niebezpiecznie, klnąc przy tym cicho. Nikt nie mógł jej zobaczyć w takim stanie, nie mógł. Podparła się o jedną z kamiennych ścian, jeszcze kawałek, wmawiała sobie, a cienie wirowały wokół niej. 
W końcu nie była w stanie uczynić ani jednego kroku, mięśnie odmówiły jej posłuszeństwa, a przed upadkiem ratowały ją tylko kurczowo zaciskające się na jednym z parapetów ręce. Wiedziała, że i one zaraz przestaną się jej słuchać.
Jak zza mgły dotarł do niej przytłumiony głos, niestety nie rozumiała z niego nic, była głucha na wszystkie dźwięki.
- Granger, co ty... - zdziwienie w jego głosie zmieniło się w przerażenie i w ostatniej chwili złapał osuwającą się po ścianie dziewczynę. 
- Cholera... co ja mam z tobą zrobić? - mamrotał rozglądając się po pustym korytarzu. Za pół godziny, wszyscy zaczną wracać z obiadu, co oznaczało, że korytarz zapełni się wieloma osobami, które nie powinny być świadkami tej sytuacji. Prostując nikt nie powinien ich zobaczyć.
Powoli szedł przed siebie, podtrzymując dziewczynę, jednak ta z każdą chwilą, opadała z sił coraz bardziej, ciągnąc za sobą ociężałe nogi. 
Po chwili w przypływie świadomości udało się jej wymamrotać cicho dwa słowa.
- Pokój Życzeń...
Po czym straciła kontakt ze światem całkowicie. Ledwo zrozumiał co do niego powiedziała, lecz na korytarzu było tak cicho, iż sens jej słów w końcu do niego dotarł. 
Nie myśląc wiele, złapał dziewczynę pod nogi i szybko pobiegł z nią na szóste piętro, co wbrew pozorom nie było takie trudne, gdyż dziewczyna praktycznie nic nie ważyła. 
Pospiesznie przeszedł trzy razy przed ścianą, w której po chwili ukazały pięknie zdobione drzwi, bez zastanowienia szarpnął klamkę i wparował do środka, oddychając głęboko. 
Jak najszybciej odłożył bezwładną dziewczynę na łóżku znajdującym się w samym kącie pokoju. 
Dopiero teraz miał chwilę by rozejrzeć się po pomieszczeniu. Nie myślał wiele, gdy maszerował przed ścianą, chciał jedynie znaleźć miejsce do odpoczynku.
Na jego ustach zamajaczył lekki uśmiech. Pokój Życzeń, to było cudowne i niesamowite miejsce. 
W pokoju oprócz, łóżka znajdował się kominek, przed którym poustawiane były kanapy i niewielki stolik, na przeciwległej ścianie znajdowała się za to ogromna biblioteczka. Całość utrzymana była w kolorach beżu, bieli i brązu. 
Z westchnieniem usiadł na kanapie, przypatrując się leżącej na łóżku dziewczynie. I co on miał teraz zrobić? Przecież nie może jej zostawić samej w takim stanie... Mimo, że była jego wrogiem, miał swoje zasady moralne. 
Ale czy na pewno wrogiem? Szepnął mu głosik w głowie. Od pewnego czasu inaczej patrzył na Granger, najprawdopodobniej przez to, czego dowiedział się w ostatnim czasie. Jednak wciąż nie znał odpowiedzi na tyle nurtujących go pytań. 
Z odrętwienia wyrwał go cichy trzask teleportacji. Podskoczył lekko, gdy zobaczył niewielką, zadbaną skrzatkę, która nawet na niego nie patrząc od razu podbiegła do dziewczyny. 
- Dlaczego pani to sobie robi?
Mamrotała pod nosem, sprawdzając stan zdrowia Hermiony, gdy upewniła się, że wszystko jest w porządku, delikatnie wlała jej do gardła nieznany Malfoy'owi eliksir, po czym od razu odwróciła się w jego stronę.
- Jadła coś?
Spytała bezpośrednio, a chłopakowi opadła szczęka. Z tego co się orientował, skrzaty były istotami zastraszanymi, które co chwilę się karały, gdy zrobiły coś wbrew woli swojego pana. Jednak ta mała niepozorna istota różniła się praktycznie w stu procentach, od jego wyobrażenia. Stała z wyczekującym wyrazem twarzy, ręce trzymając podparte po bokach. Miała śliczną niebieską sukienkę, która podkreślała jej oczy będące w tym samym odcieniu.
- Ja...
Wymamrotał, mieszając się pod naglącym spojrzeniem skrzata.
- Czy Pani Hermiona dzisiaj jadła?
Powtórzyła powoli, akcentując każdy wyraz, tak jakby zwracała się do dziecka. 
- Wydaje mi się, że nie. Nie jestem pewny. Znalazłem ją dzisiaj po obiedzie, na którym jej nie było i przyprowadziłem tutaj. Lecz z tego co sobie przypominam na śniadaniu również się nie pojawiła. 
Powiedział niepewnie. Nie wiedział, jak ma rozmawiać z tym stworzeniem.
- Przyprowadziłeś? - spytała, a w jej oczach zamigotało zaciekawienie.
Skinął powoli głową, nie wiedząc co powiedzieć. 
- Wytłumacz - zażądała, a on spojrzał na nią zszokowany. To ewidentnie nie był zwyczajny skrzat.
- Szedłem korytarzem w stronę dormitorium. Wyszedłem szybciej z obiadu, musiałem nadrobić parę prac, gdy zobaczyłem ją zataczającą się na pustym korytarzu. Stwierdziłem, że nie mogę jej tam zostawić więc pomogłem jej, a ostatnie co ona powiedziała zanim zemdlała, to to, że mam ją zabrać do tego pokoju...
Skrzatka skinęła ze zrozumieniem.
- Jak się nazywasz? Nie jesteś jednym z jej bliskich przyjaciół. Nie znam cię.
Oświadczyła i znów zaczęła mu się uważnie przyglądać. Dla Draco cała ta sytuacja wydawała się absurdalna.
- Draco Malfoy...
Powiedział cicho i od razu zauważył jak po twarzy istoty stojącej przy łóżku, przebiega zrozumienie, jednak nie skomentowała tego w żaden sposób, gdyż jej uwagę przykuła powoli budząca się dziewczyna.
- Iskierka? 
Wyszeptała cicho i powoli podciągnęła się do pozycji siedzącej. Gdy rozejrzała się po pokoju w końcu zobaczyła Malfoy'a.
- Mam jakieś pieprzone deja vu - wymamrotała, przykładając rękę do czoła. 
Draco chcąc nie chcąc uśmiechnął się delikatnie na to stwierdzenie. Jemu również przewinęła się przez myśli podobna sytuacja, jednakże sceneria była zupełnie inna.
- Dziękuję Malfoy...
Powiedziała, a on otrząsnął się z zamyślenia, rzucając jej zdziwione spojrzenie.
- Nie jeden by mnie tam zostawił, ciesząc się z zaistniałej sytuacji, bądź jeszcze bardziej dokopał, ciesząc się jak dziecko, że zemścił się na parszywej ślizgonce. 
Zamilkła na chwilę, zbierając myśli.
- Oraz za to, że nigdzie nie rozpowiedziałeś poprzedniej sytuacji, chociaż wcale nie musiałeś tego robić. Patrząc wręcz na nasze stosunki, byłam dosyć zaskoczona, że jednak nikomu nic nie powiedziałeś. Większość czeka na sensację, a sensacja dotycząca mnie to już w ogóle jakby dać tym ludziom złoto...
Stał i przyglądał się jej badawczo. Mówiąc to nie patrzyła na niego, a na zaczarowany sufit, na którym pojawiały się już pierwsze gwiazdy. Mimo to czuł, że mówi szczerze.
- Wbrew pozorom mam swój honor i godność. Może i nie pałamy do siebie, żadnymi pozytywnymi emocjami, nie oznacza to jednak, że miałbym zostawić osobę, która potrzebuje pomocy. Nie ważne czy byłby to ślizgon, krukon, czy ktokolwiek inny...
Przymknęła oczy.
- Prawdziwy gryfon prawda? Taki z krwi i kości - wyszeptała. - Mimo to dziękuję, mało kto tak by postąpił na twoim miejscu...
Skinął głową, rozumiejąc jej słowa, aż za dobrze. Otwarta wrogość pomiędzy domem Salazara, a całą resztą szkoły była odczuwalna w wielu aspektach ich życia. 
Nagle uświadomił sobie, że niedawno był przecież taki sam. Zapalczywie szukał jakiegokolwiek haka, na leżącą przed nim dziewczynę, życzył jej najgorzej.
Co się zatem zmieniło?
Przez parę sytuacji uświadomił sobie jak bardzo wszyscy są ograniczeni. Oceniając innych po pozorach, nawet nie próbując zrozumieć sytuacji w jakich się znaleźli. 
Przecież to takie oczywiste i proste by nienawidzić wszystkich członków domu Slytherina, nawet nie próbując patrzeć na nich przez pryzmat jednostek, a nie grup. Co niestety prowadziło, to tego, że ślizgoni przyjmowali postawę obronną, jednocześnie najgorszą jaką mogli. Byli dla innych tacy, jakim oni oczekiwali by byli, ukrywając siebie pod wieloma maskami. 
Odkrył to, gdy spojrzał w wykrzywioną twarz dziewczyny, leżącej przed nim. Jej trupio bladą twarz i ręce kurczowo zaciśnięte na pościeli. Tak nie wyglądała wiecznie wyniosła i pomiatająca wszystkimi osoba, która nie przejmuje się zupełnie niczym. Przecież ktoś taki jak ona nie powinien również znać słów typu dziękuję, w odniesieniu do jego osoby, a jednak.
Ciszę, która zapadła w pomieszczeniu, porywając w wir przemyśleń i wspomnień, przerwała pojawiająca się znów skrzatka.
- Naszykowałam kolację, Pani - i skinęła głową w stronę stolika znajdującego się przy kominku. Niewielki stolik został powiększony, a na nim piętrzyły się różnego rodzaje smakowite potrawy.
Hermionie żołądek skurczył się mocniej, powodując kolejne mdłości.
- Iskierko... to bardzo miło z twojej strony, jednak nie jestem głodna.
Skrzatka jakby w ogóle nie słyszała odpowiedzi swojej pani, zwróciła się do zdziwionego jej zachowaniem Draco.
- Czy mogły Pan przypilnować, panienkę Hermionę by cokolwiek zjadła? Jednak nie może zjeść za dużo, bo najprawdopodobniej, jej żołądek tego nie wytrzyma i wszystko zwróci.
Skinął głową. Nie wiedział, czy ma być bardziej zdumiony prośbą skrzatki czy tym, że zwróciła się do niego per Panie.
- Oczywiście - przytaknął, a Iskierka w tym samym czasie pstryknęła delikatnie palcami powodując, że Hermiona pogrążyła się w błogim śnie.
- Co ty...
Wtrąciła się od razu, nie chcąc tracić czasu.
- Jednak niech ma Pan na uwadze, że nie będzie to łatwa sprawa. 
- Nie rozumiem - przyglądał się jej z zaciekawieniem. Po co mu to mówi?
- Jestem prywatną skrzatką panienki Hermiony i bardzo zależy mi na jej zdrowiu. Niestety wystąpiły pewne okoliczności, których nie mogę wytłumaczyć. Panienka przez to podupadła na zdrowiu, zapomina by jeść, w ogóle o siebie nie dba, co mnie bardzo martwi. Bardzo mnie to wszystko martwi..., gdyby nie ona, cały czas byłabym popychadłem w tym... domu - szepnęła, a w jej oczach zalśniły łzy. 
- Tak bardzo chciałabym jej pomóc, ale nie chce mnie słuchać. Już nawet rozmawiałam z panienką Pansy i paniczem Blaisem, aby z nią porozmawiali, bądź przypilnowali z jedzeniem, ale ich chyba też nie słucha, skoro jest jeszcze gorzej...
Draco uświadomił sobie właśnie co oznaczało ostatnie zachowanie tych ślizgonów. Oni cały czas próbowali w nią wmuszać jedzenie, a ją to irytowało, przez to tak często się kłócili.
- Postaram się zrobić co tylko mogę, jednak wątpię, że mnie posłucha. Nie lubimy się zbytnio...
Skrzywił się, a skrzatka machnęła ręką. 
- Ale jej pomogłeś, mimo tego, że jej nie lubisz. Może właśnie temu to ty najwięcej na niej wymusisz. Wiem, że dużo wymagam, ale... proszę - szepnęła. - Wbrew temu co o niej sądzisz i za jaką ją masz, ona na to wszystko nie zasługuje.
I zostawiając go zamyślonego teleportowała się, w tylko sobie znane miejsce. 
Usiadł przed stolikiem, na którym znajdowało się tyle różnych, wyglądających na bardzo smakowite, potraw, aż zaburczało mu w brzuchu. Mimo to nie tknął żadnej z nich. Nie były przygotowane dla niego.
Ta skrzatka cały czas nie dawała mu spokoju. Przecież nie zachowywałaby się tak, gdyby była przez Granger, źle traktowana. Była taka pewna siebie i w ogóle się nie bała, to było coś co zadziwiało go w jej postawie najbardziej, pomijając oczywiście strój.
- Jak chcesz to jedz, ja i tak nic nie ruszę - usłyszał zmęczony, wręcz melancholijny głos dziewczyny, która właśnie zbliżała się do jednej z kanap, powolnym, powłóczystym wręcz krokiem.
Spojrzał na nią i pokręcił głową.
- Masz coś zjeść, cokolwiek - powiedział patrząc na nią wyzywająco.
- Ohh Malfoy, nie będziesz się bawił w moją niańkę - sarknęła uśmiechając się pobłażliwie. 
- Nie będę - spojrzał na nią z ogniem w oczach. - Nie chcesz jeść to nie jedz, ale ja też w takim razie nie będę nic jadł.
Z założonymi rękami i drwiącym uśmiechem oparł się o kanapę, patrząc na nią wyczekująco.
- Chyba sobie kpisz - prychnęła. - Myślisz, że to dla mnie będzie cokolwiek znaczyło? 
Wzruszył ramionami i skierował swój wzrok na wciąż płonący kominek. 
Hermiona nie tknęła jednak nic tego wieczoru, a on tak jak zapowiedział, również tego nie zrobił.

***


Siedziała w Wielkiej Sali i grzebała widelcem w talerzu, nic nie chciało przejść jej przez gardło. Funkcjonowała jedynie dzięki eliksirom, o których zdobycie prosiła swoją skrzatkę. Mimochodem zerknęła w stronę stołu Gryffindoru. Malfoy siedział i żywo o czymś dyskutował. Po mimo odległości była w stanie zobaczyć również, że nic nie tknął ze swojego talerza. Zacisnęła ręce i wykrzywiła usta. Tak sobie, ze mną pogrywa... Zobaczymy kto się pierwszy ugnie. Pomyślała i uśmiechnęła się z wyższością.
W tym momencie ich oczy się spotkały, a pod wpływem jego intensywnego spojrzenia po jej ciele przeszedł niekontrolowany dreszcz. 
Uśmiechnął się do niej kpiąco po czym uniósł goblet z sokiem w geście toastu i od razu go odstawił, nie biorąc ani jednego łyka.

***


Minęły dwa dni, odkąd nic nie jadł i nie pił. Kręciło mu się w głowie, a ciągły głód powodował mdłości. Mimo to nie zamierzał się poddawać, nie da jej tej satysfakcji. 
Apogeum jego złego samopoczucia nastąpiło, na jego nieszczęście, podczas zajęć z eliksirów. Opary wydobywające się z jego kociołka, zamroczyły go na tyle, że gdyby nie szybka interwencja profesora Snape'a, byłby właśnie oblepiony jakąś klejącą, syczącą, czerwoną mazią.
- Minus pięćdziesiąt punktów od Gryffindoru! - wrzasnął cały rozdygotany Snape. - Czy ty chcesz nas pozabijać? - wysyczał.
- Ja... - nie dokończył, gdyż znów się zachwiał, a w uszach mu zaszumiało.
- Za grosz talentu! Za grosz!
Wymachiwał rękoma w koło, a Malfoy coraz bardziej bladł.
Hermiona, która patrzyła na niego spod przymrużonych oczu, widziała jak coraz ciężej jest mu się utrzymać na nogach. 
- Profesorze Snape - szepnęła, a jego uwaga od razu skierowała się na nią. - Malfoy właśnie wygląda jakby miał zemdleć - uśmiechnęła się kpiąco. - Może te trujące opary z jego eliksiru jakoś na niego wpłynęły? Ohh byłoby cudownie, świat jednak chce nam oszczędzić jego toksycznej obecności, wśród nas.
Zaśmiała się patrząc z lekkim ponagleniem na Snape'a. Ten szybko zrozumiał, że dziewczyna nie robi tego bezinteresownie.
- Granger! - warknął. - Jak taka jesteś mądra, to właśnie ty będziesz musiała teraz zaprowadzić to beztalencie do skrzydła szpitalnego - uśmiechnął się wrednie. 
Spojrzała na niego wściekła, w duchu dziękując za takiego wujka. 
- Dlaczego...
- Granger!!! Ale to już! - wrzasnął, a ona bez słowa podeszła do chłopaka i wyprowadziła go z sali.
Na odchodne usłyszała jak przyjaciele Malfoy'a, pieklą się na zaistniałą właśnie sytuację.
Prowadziła chłopaka szybko w stronę Pokoju Życzeń, tak aby nikt ich nie zauważył.
- Gdzie ty...
- Cicho bądź, bo nie ręczę za siebie - wysyczała przez zęby, a on nie miał siły się z nią kłócić, znów zaczęło mu dzwonić w uszach.
Wepchnęła go do pomieszczenia nie zważając na to, że Malfoy potyka się o własne nogi. Ledwo zdołał dowlec się do kanapy, na którą opadł bezsilnie, a dziewczyna już zmaterializowała się przed nim z furią wymalowaną na twarzy.
- Coś ty sobie myślał! Jadłeś cokolwiek przez ten czas? - warknęła, a on ociężale się na nią spojrzał.
- A ty? 
Odpowiedział pytaniem na pytanie, a ona zirytowała się jeszcze bardziej, ponieważ dobrze znała odpowiedź na to pytanie. 
- Iskierko! 
Zawołała, a skrzatka zmaterializowała się przed nią w mgnieniu oka. 
- Tak Pani?
- Przynieś coś do jedzenia, dobrze? 
Iskierka skinęła głową i zaciekawieniem spojrzała na prawie nieprzytomnego chłopaka. W jej mniemaniu wyglądał o wiele gorzej niż ostatnim razem.
- Proszę cię tylko o to, żeby było to coś odżywczego i zdrowego. Możesz to dla mnie załatwić?
Ochoczo pokiwała główką i z cichym pyknięciem zniknęła, zostawiając ich samych. 
- Dlaczego to zrobiłeś? - zapytała ze zrezygnowaniem.
- Ty wiesz dlaczego... - wyszeptał, a ona spojrzała na niego nic nie rozumiejąc. Przecież nic dla siebie nie znaczyli, dlaczego więc to zrobił? Dlaczego ona w takim razie się tym tak przejęła?
Po długiej chwili, przerywanej jedynie trzaskaniem ognia, pojawiła się iskierka z masą jedzenia. Począwszy od różnorakich owoców i warzyw, kończąc na wielu rodzajach sera i wędlin. 
- Jedz - Hermiona podetknęła mu jedzenie pod nos, jednak ten odwrócił głowę. 
- Nie, najpierw ty - powiedział, a zmęczenie znów zaczęło nad nim panować.
- Nie można tak! 
Fuknęła i odwróciła się w jego stronę, by dać mu kolejną reprymendę, lecz zanim to uczyniła od razu zamilkła. Głos uwiązł jej w gardle, a serce boleśnie się zacisnęło. Wyglądał żałośnie, a natrętne myśli Hermiony coraz dotkliwiej uświadamiały jej, że to przez nią tak wygląda. Nie była człowiekiem bez serca, nie mogła patrzeć na to jak ktoś przez nią się głodzi. 
- Dobrze, już dobrze - skapitulowała i wzięła jedną z kanapek, znajdujących się na tacy. 
- Widzisz? Jem - ugryzła kawałek, podając mu tacę, aby i on wziął jedną i zjadł. 
Uśmiechnął się delikatnie.
- Naprawdę musiałem czekać na to, aż dwa dni? 




♦︎💠♦︎


Czytacie ➛ Komentujecie!  
Bardzo zależy mi na waszej opinii! :)