Harry Potter Magical Wand

niedziela, 8 grudnia 2019

Miniaturka "Pozory nienawiści"

- Pamiętaj... zawsze będę twoim przyjacielem.
Gdy odpowiedziała mu cisza, spojrzał z lekkim strachem na dziewięcioletnią dziewczynkę stojącą przed nim. Ta przyglądała się mu uważnie, a jej uśmiech był w stanie rozjaśnić najciemniejszy kąt.
- Ja twoją też.
Chwyciła chłopca za rękę.
- Na zawsze - dodała spoglądając w rozgwieżdżone niebo, które mieniło się gwiazdami jak nigdy wcześniej.
Popatrzył na nią z wyrazem zdumienia na twarzy.
- Na zawsze?
- I jeszcze dłużej, nic ani nikt nie zniszczy naszej przyjaźni Draco.
Jego imię wymówiła z takim uczuciem, z jakim nie robił tego nikt inny. I za to dziewięcioletni Draco Malfoy uwielbiał swoją przyjaciółkę. Była dla niego wszystkim tym czego nie doświadczył od rodziców, a zwłaszcza od rygorystycznego ojca. Była pogodna i uśmiechnięta, a zarazem cwana i sprytna. Dzięki niej blask wkradał się do jego życia. Jednak wiedział, że rodzice nie poprą jego znajomości z mugolką. Temu też tak skrzętnie ukrywał swoją przyjaźń z nią. Nie chciał jej stracić, tak bardzo tego nie chciał. 
Poznał ją gdy miał pięć lat, a jedna z jego ciotek zabrała go na plac zabaw, zbytnio nie interesując się tym co robi. 
Zobaczył ją gdy bujała się na huśtawce, a jej radosny śmiech roznosił się po całym placu zabaw. Po mimo wszystkich zakazów jakie wpajali mu rodzice odnośnie mugoli, nie mógł do niej nie podejść i się przedstawić. 
I tak oto spotykał się z nią na placu zabaw od czterech lat. Była jego oderwaniem od rzeczywistości. Była ciepłem, którego mu brakowało. Była sobą, a on wśród tych wszystkich gier i pozorów też taki chciał być. Ona była wolna, a go do tej wolności ciągnęło. 
Dzięki niej też zmieniło się jego postrzeganie świata, zwłaszcza czystości krwi. Nie raz widział jej krew, gdy się skaleczyła i była ona taka sama jak jego. Więc czym się różniła? W czym była ona gorsza od niego? Dzięki niej zrozumiał, że w niczym. 
Jednak nigdy nie wspomniał o tej przyjaźni swoim rodzicom. Bał się, że gdy tylko się o niej dowiedzą, mogłoby się coś stać. 
I tak oto Draco Malfoy, czystokrwisty arystokrata miał jedną wielką tajemnicę. Przyjaźnił się z Hermioną Granger. 


***


- Draco! 
Usłyszał głos swojej matki, która ze zniecierpliwieniem wołała go do siebie. Gdy w końcu zdyszany wpadł do salonu, Narcyza spojrzała na niego z naganą.
- Co byś zrobił gdybyśmy właśnie gościli znajomych? A ty wpadasz tu jak burza, co tobie zupełnie nie przystoi? 
- Przepraszam matko...
Wyszeptał.
- Takie zachowanie więcej się nie powtórzy.
Skinęła głową postanawiając zakończyć na takiej reprymendzie. 
Wyciągnęła do niego rękę, w której trzymała list.
- To do ciebie.
Spojrzał na nią pytająco, a gdy zobaczył widniejącą na kopercie pieczęć szkoły, na jego twarzy zagościł wyraz dumy. Wiedział, że go dostanie, nie było innej możliwości, jednak mimo to i tak się ucieszył. 
- Bądź gotowy jutro o dwunastej. Pójdziemy po wszystkie rzeczy jakie będą ci potrzebne do szkoły. 
Skinął głową i spojrzał na matkę oczekująco.
- Możesz już iść - oznajmiła i odwróciła się by odejść. Draco zrobił to samo udając się do swojego pokoju. 

Tego samego dnia Draco wymknął się na plac zabaw. Jak zwykle pomógł mu w tym jego prywatny skrzat - Izar. Chłopiec odnosił się do niego z szacunkiem, jednak tylko wtedy, gdy byli sami. Wiedział, że gdyby rodzice zauważyliby cokolwiek odmiennego w wymaganym od niego zachowaniu, miałoby to fatalne skutki.
Dlatego też postanowił sobie, że w Hogwarcie będzie wzorowym synem swoich rodziców, tak aby wreszcie byli z niego dumni. 
Jego rozmyślania przerwała nadchodząca osoba. 
Uśmiechnął się lekko do dziewczynki, jednak zaraz uśmiech zniknął z jego twarzy. 
- Hermiono?
- Coś się stało?
Powiedzieli w tym samym czasie, po czym parsknęli. 
- Mów pierwszy.
Draco przyglądał się jej badawczo. Po czym cicho westchnął. Wiedział, że nie może powiedzieć swojej przyjaciółce o magii, o Hogwarcie. Było to surowo zakazane, a złamanie tej zasady wiązało się z poważnymi konsekwencjami. 
- Wyjeżdżam... - wyszeptał, dopiero zdając sobie sprawę z wypowiedzianych słów. Już więcej nie zobaczy swojej przyjaciółki. Jego dobry humor znikł w momencie. 
Hermiona spojrzała na niego pytająco.
- Ale gdzie wyjeżdżasz? 
Spojrzał jej w oczy i ujrzał zaciekawienie, pomieszane z lękiem. Chwyciła nerwowo jeden z pukli swoich włosów i bawiła się nim, nie wiedząc co zrobić z rękami. 
- Rodzice wysyłają mnie do szkoły... 
Urwał zdając sobie sprawę z tego, że nie ma pojęcia jak wytłumaczyć to swojej przyjaciółce.
- Szkoły z internatem? - spytała zaciekawiona, a Draco odetchnął z ulgą i przytaknął.
- Tak... 
- A gdzie? Czy będziemy się jeszcze widzieć? Jak często będziesz przyjeżdżał do domu? 
Hermiona zasypała go lawiną pytań, a on tylko się uśmiechnął. Po mimo, że czasem było to irytujące, uwielbiał, gdy była taka dociekliwa. Dzięki temu nigdy się z nią nie nudził. 
- Nie wiem dokładnie, gdzie jest ta szkoła, gdzieś daleko... - urwał i spojrzał na nią ze smutkiem. - Już raczej się nie zobaczymy...
Spuścił głowę w dół i spojrzał na swoje ręce. Nie chciał zobaczyć zawodu na twarzy Hermiony. Była jedyną osobą, przy której czuł się wolny, był sobą, a teraz musi ją opuścić. Gdy w końcu zdobył się na odwagę by na nią spojrzeć, poczuł jak rzuca mu się w ramiona i przytula go z całej siły. Siedział jak zamurowany. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz ktoś go do siebie przytulił. W końcu delikatnie położył ręce na jej plecach i odwzajemnił uścisk. 
Siedzieli tak przez dłuższą chwilę, a gdy się od siebie odsunęli, Draco zobaczył łzy lśniące na policzkach dziewczyny. 
- Czemu płaczesz? - spytał zmartwiony.
- To oznacza, że dzisiaj widzimy się ostatni raz tak? - wyszeptała Hermiona, nie potrafiąc się zdobyć na nic więcej jak szept. 
- Tak... - i on wyszeptał.
- Ale pamiętaj... jesteśmy przyjaciółmi na zawsze, nie ważne, gdzie będziesz - po czym spojrzała mu z nadzieją w oczy.
- Na zawsze...


***


Hermiona siedziała wygrzewając się przed kominkiem, oparta o kanapę w pokoju prefektów. Nawał nauki jaki miała na szóstym roku był ogromny, jednak nic nie równało się ze stresem jaki jej towarzyszył przez ostatnie kilka lat, a nasilił w tym roku. Czuła całą sobą, że wojna się zbliża, a ona nie może temu w żaden sposób zaradzić. Dlatego też starała się jak mogła, nauczyć jak największej ilości potrzebnych zaklęć. Jednak obowiązki prefekta nie przynosiły korzyści w postaci czasu wolnego. 
Westchnęła. 
Gdyby tylko znów miała w swoim posiadaniu zmieniacz czasu... ile by on ułatwił. 
Gdy po paru godzinach nauki, powoli zaczynała przysypiać, usłyszała huk zamykanych drzwi, który od razu postawił ją do pionu. 
Jak to mówił Moody „stała czujność”. 
- Witaj Hermiono.
- Witaj Blaise - dziewczyna zdziwiła się widząc chłopaka w komnatach prefektów o tej porze. Co prawda dzieliła je również z Draco, którego Blaise był częstym gościem, ale nigdy tak późno. 
- Coś się stało? - spytała zaniepokojona.
- Właściwie to tak. Chciałbym abyś mi pomogła...
- Teraz? - spytała zdziwiona. - Jest druga w nocy Blaise... - powiedziała karcąco. - Czemu jeszcze nie śpisz? 
- Hermiono... to jest pilne - warknął zniecierpliwiony. - Nie mam czasu ci teraz tego tłumaczyć. 
Dziewczyna odpuściła sobie dalszą rozmowę z chłopakiem. Ewidentnie nie był w nastroju do rozmów.
- Prowadź...
Wyszli z jej komnat w pośpiechu, kierując się w stronę wieży astronomicznej. Z każdym kolejnym krokiem, dziewczyna miała coraz gorsze przeczucia. Nie zwracała uwagi na portrety, które szeptały zainteresowane pojawieniem się dwójki uczniów, w nocy na korytarzu. 
Nie zwracała uwagi na to czy zachowują się względnie cicho. 
Była przecież prefektem, jednym z jej głównych obowiązków było patrolowanie korytarzy po ciszy nocnej. 
Gdy byli już prawie na szczycie wieży astronomicznej, Hermiona nie wytrzymała.
- Blaise do cholery, powiesz mi co tu...
Jednak nie dokończyła zdania, ponieważ jej oczom ukazał się druzgocący widok. Stanęła jak spetryfikowana nie wiedząc co ze sobą zrobić. 
- Granger no chodź tu. Potrzebuje pomocy. Nie dam sobie sam rady... Próbowałem, ale jest coraz gorzej...
Otrząsnęła się i od razu do niego podbiegła, upadając na kolana. Nie było teraz ważne to, że jutro będzie miała siniaki, lub że będzie ją bolało. 
- Co... Co się stało...? - wyszeptała zdruzgotana. 
Wdech, wydech Hermiono. Nie czas na panikę. Zganiła się w myślach. 
Wyciągnęła różdżkę i od razu rzuciła zaklęcie diagnozujące.
- Powiedz mi wszystko co się stało Blaise. Teraz.
Chłopak patrząc na poczynania dziewczyny odetchnął z ulgą. 
- Draco został dzisiaj wezwany - Hermiona, mocniej zacisnęła zęby, dalej badając chłopaka leżącego przed nią. - Wiesz, że dzięki temu pierścieniowi, może się teleportować skąd tylko zechce...
Pierścień Merlina... westchnęła. Tyle jej nie mówił.
- Umówiliśmy się, że będę na niego czekał, tutaj na wieży. Jednak, gdy dochodziła godzina pierwsza, zacząłem się trochę stresować, nie powiem - głos Zabiniego zadrżał. Spotkania z Tym Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać niewątpliwie nie należały do najmilszych.
- W końcu się pojawił... jednak, gdy się tu teleportował od razu zemdlał. Starałem się jak mogłem zatamować krwotoki i uleczyć różne złamania - mówił chaotycznie i szybko. - Niestety nie potrafiłem. Nie mam zbyt obszernej wiedzy w tym zakresie... Gdy tylko udało mi się go choć trochę ustabilizować, pobiegłem po ciebie.
Spojrzał na nią z nadzieją. Tylko ona mogła teraz coś zrobić i dobrze o tym wiedziała. 
Skrzydło szpitalne odpadało na wstępie, nikt nie mógł się o tym dowiedzieć. Absolutnie nikt. 
- Hermiono... wiem, że ostatnio się nie dogadywaliście - prychnęła słysząc te słowa. Nie dogadywali to mało powiedziane. Odkąd przybyła do szkoły, oboje nie potrafili wyjść ze zdziwienia, że jednak się widzą. Że ich przyjaźń nie skończy się na tamtym placu zabaw. 
Jednak Draco wiedział, że nikt nie może się o tym dowiedzieć. Byłby zniszczony, a ona tego nie chciała. Więc przez cały czas ukrywali przed światem swoją przyjaźń, jednak ostatnimi czasy odsunęli się od siebie. Hermiona nie mogła pogodzić się z tym, że Draco jest w szeregach Czarnego Pana.
- Ale proszę pomóż mu jakoś... - z zadumy wyrwał ją głos Blaise’a.
Odetchnęła głęboko. Zerknęła na poharatanego chłopaka i wiedziała, że w jego stanie nie można tracić czasu na głupie rozmowy.
Wyczarowała nosze i delikatnie prze lewitowała na nie chłopaka. Nie oglądając się za siebie, warknęła na Blaise'a.
- Osłaniaj nas. Nikt nie może widzieć, jak przenoszę go do naszego pokoju w takim stanie.
On tylko skinął głową z roztargnieniem, na znak, że rozumie. Jednak dziewczyna przed nim nie miała możliwości, zobaczyć tego gestu więc szybko odpowiedział.
- Oczywiście, a ty...
- Nie Blaise, nie mogę. Całą moją magię skupiam aktualnie na tym, aby utrzymać jego funkcje życiowe w jakimkolwiek stanie.
Nie odzywając się więcej do siebie przemierzali zamek w absolutnej ciszy. Każde pochłonięte własnymi myślami. Nim się spostrzegli byli już pod pokojem prefektów. Szybko skierowali się w stronę jej pokoju. Blaise spojrzał się na nią zdziwiony.
- Draco obłożył swój pokój wieloma zaklęciami po tym jak się pokłóciliśmy. Zresztą ja tak samo...
Westchnęła i przeszła przez próg, a Blaise poczuł mrowienie na skórze. Zorientował się szybko, że to magia Hermiony, która odpowiadała za blokadę, zaakceptowała jego wejście.
Hermiona położyła Draco na swoim łóżku i zaczęła zasklepiać nowo pootwierane rany. Zmęczonym wzrokiem spojrzała na Blaise'a.
- Możesz iść Zabini. Więcej tu nie pomożesz, a przynajmniej jedno z nas musi być rano wypoczęte.
Uśmiechnęła się słabo.
- Ja postaram się zrobić tyle ile w mojej mocy by mu pomóc.
Blaise spojrzał na nią smutno.
- Dziękuję Hermiono, dobrze wiem, że nie musiałaś mi przy nim pomagać...
- Blaise... - uciszyła go. - To, że teraz ze sobą nie rozmawiamy, nie oznacza, że mam mu nie pomóc, jeśli coś się stanie. Był moim przyjacielem przecież...
Wyszeptała i spojrzała na leżącego na jej łóżku chłopaka.
- Wiem... i chociaż później nie przyznawał tego głośno ty też byłaś dla niego bardzo ważna...
To dla ciebie wplątał się w to wszystko... wyszeptał w myślach. Gdyby ona tylko o tym wiedziała.  Ostatni raz spojrzał na Hermionę i wyszedł z pokoju.
Gdy upewniła się, że Blaise opuścił ich komnaty, z jej twarzy opadły wszystkie możliwe maski.
- W co ty się wplątałeś Draco... W co?


***


Minął miesiąc, odkąd Draco wrócił do zamku nieprzytomny.
Minął miesiąc od kiedy Hermiona opuściła się w nauce i podupadła na zdrowiu, twierdząc, że ma się wyśmienicie.
Minął miesiąc od kiedy okłamała Dumbledora, iż młody Malfoy został wezwany do domu z niewiadomych przyczyn.
Minął miesiąc, a Draco cały czas się nie budził.
Hermiona spojrzała na chłopaka leżącego w jej łóżku. Wyglądał jakby spał. Udało jej się zaleczyć wszystkie możliwe rany, oraz pozbyć się paru nieznośnych klątw, jednak to nie było wszystko czym oberwał Malfoy. Najgorszą z nich była klątwa nieznanego jej pochodzenia, która najprawdopodobniej powodowała zapadnięcie w śpiączkę, wyniszczając osobę od środka najczarniejszym koszmarami i wizjami. Doszła do takich wniosków po tym jak Draco pewnego razu zaczął mamrotać, a ona myśląc, że zaczyna się budzić, ożywiła się jak nigdy wcześniej. Gdy zorientowała się, że chłopak się nie budzi, a mamrocze jeszcze bardziej, nie wiedziała co ma robić. Żadne zaklęcia nie działały, a ona denerwowała się jeszcze bardziej, po chwili która dla niej była wiecznością usłyszała przepełniony bólem i agonią krzyk, który zmroził jej krew w żyłach. Trzęsąc się cała, dopadła do jego łóżka, krzycząc by się obudził. Nic nie pomagało, a ona siedząc przy jego łóżku chwyciła kurczowo jego rękę. Łzy popłynęły po jej twarzy.
- Dasz radę Draco... przetrwasz to... rozumiesz?
Szeptała jak mantrę, a on uspokoił się dopiero po paru godzinach. Takie sytuacje powtarzały się dość często, a Hermiona ledwo wytrzymywała je psychicznie.
Jednak tym razem było inaczej. Tym razem wiedziała co ma robić.
Kiedy nie pilnowała Draco, spędzała czas w bibliotece szukając jakiegoś rozwiązania. Dzięki temu natrafiła na pewien stary, już przez większość zapomniany rytuał.
Mogła dużo stracić, jednak nie liczyła się z konsekwencjami, chciała by wszystko wróciło do czasów sprzed wypadku.
Rzuciła na ich komnaty, każde możliwe zaklęcie blokujące, wyciszające i tarczy, jakie tylko znała. Nie mogła pozwolić by cokolwiek ją rozproszyło.
Usiadła na brzegu jego łóżka, delikatnie odsuwając kosmyki jego włosów z czoła.
- Chwila prawdy Draco... dzisiaj już powinieneś do nas wrócić... - westchnęła. - Tęsknię za tobą wiesz? Nie sądziłam, że będzie mi ciebie tak brakować Draco... - powiedziała miękko, po czym wstała, by usiąść na ziemi przed łóżkiem.
Ego Testor de anima mea, Non ego autem unius horae tentationis. (tł. Przysięgam na duszę, nie oprę się pokusie.)
Świece w pokoju przygasły, a później zapaliły się pełnym blaskiem.
Rogo autem vos mihi testimonium reddit actum ad vivorum et mortuorum. (tł. Wzywam was, żywi i umarli na świadków mego czynu.)
Chwyciła sproszkowany róg jednorożca i rzuciła przed siebie, zaczął wirować wokół niej, wręcz w majestatycznym tańcu.
Et ego dabo vobis Draco quod capta essent. (tł. Draco oddaję ci, to co ci zabrano.)
Magia zaczęła krążyć po pokoju, szukając ujścia.
Ad conteram execratione maledicta congessit. (tł. Klątwę czas już złamać.)
Klątwa, która ciążyła na Draco zaczęła z niego uchodzić. powodując krzyk chłopaka. Hermiona chciała do niego podbiec lecz wiedziała, że wtedy cały rytuał skończy się dla nich tragicznie.
At meum sanguinem ac devotione compensetur. (tł. Na mą krew i oddanie.)
Chwyciła nóż i przecięła sobie skórę na dłoni, nie minęła chwila, a krew zaczęła skapywać na podłogę.
Do tibi partem te. (tł. Oddaję ci część siebie.)
Wstała i otumaniona magią chwiejnym krokiem podeszła do leżącego na łóżku Draco. Wyciągnęła nóż i najdelikatniej jak potrafiła zrobiła nacięcie na jego dłoni. Chwyciła jego dłoń w swoją, a ich krew się zmieszała.
Magis non perveniant. (tł. Więcej nic cię nie dosięgnie.)
Magia szalała, a Hermiona ledwo trzymała się na nogach, jej powieki zaczęły ciążyć, choć usilnie starała się z nimi walczyć.
Quia anima mea custodiat te. (tł. Gdyż ma dusza strzec cię będzie.)
Gdy wypowiedziała ostatnią sekwencję, z jej gardła wydobył się przeraźliwy krzyk. Po czym upadła bez życia, na podłogę obok łóżka.
Zapanowała przeraźliwa cisza, by po chwili wszystko w pokoju zaczęło wirować. Magia skumulowana w pokoju uderzyła w leżącego na łóżku Draco.
Chłopak podniósł się zdyszany. Zdezorientowany rozejrzał się po pokoju, w którym się znajdował. Dopiero po pewnej chwili w zdemolowanym pomieszczeniu, rozpoznał pokój jego współlokatorki. Tylko co on w nim robił i dlaczego wyglądał on jak pobojowisko? A przede wszystkim, gdzie jest Hermiona?
Powoli zwlekł się z łóżka z zamiarem dojścia do drzwi, jednak zanim to zrobił potknął się o coś i przewrócił.
Zaklął cicho pod nosem i spojrzał o co się potknął. Nagle głos uwiązł mu w gardle, gdy zobaczył na ziemi trupio bladą dziewczynę. Uklęknął obok niej próbując ją obudzić.
- Granger... obudź się do cholery... - jednak dziewczyna ani drgnęła, Draco pospiesznie sprawdził puls na jej nadgarstku, był ledwo wyczuwalny, ale był. Odetchnął z ulgą, jednak zaraz w jego oczy rzuciła się plama krwi, która powstała przy drugiej ręce. Chwycił jej nadgarstek i zauważył na jej dłoni głębokie podłużne nacięcie.
- Coś ty... - urwał, gdy zauważył, że jego prawa ręka też krwawi. Odwrócił ją i spostrzegł, że on też ma nacięcie, jednak o wiele delikatniejsze i nie tak głębokie jak dziewczyna. Nie myśląc wiele poderwał Hermionę z ziemi i położył na łóżku. Po czym rozejrzał się gorączkowo po pokoju, a elementy układanki zaczęły się powoli układać w całość.
- Hermiono... coś ty narobiła... - spojrzał na księgę leżącą w koncie pokoju, na rozsypany po podłodze sproszkowany róg jednorożca. Gdy podszedł w stronę księgi, od razu się odsunął rzucając szybkie spojrzenie w kierunku dziewczyny.
- Kuźwa Hermiono... przecież to najczarniejsza, czarna magia... - zamyślił się na chwilę. - A sproszkowany róg jednorożca należy do najniewinniejszego i najczystszego zwierzęcia... - szeptał myśląc gorączkowo.
- Do czego potrzebowałaś tak czarnej magii i tak czystej magii tego zwierzęcia?
Nie potrafił znaleźć odpowiedzi na zadane sobie pytania.
- Blaise... - wyszeptał i posłał patronusa po przyjaciela.
Minęło z pół godziny zanim ten zjawił się przed komnatami, a drugie piętnaście zanim Draco pościągał wszystkie możliwe zabezpieczenia z komnat.
- Blaise do cholery co tu się kuźwa dzieje? - tymi słowami przywitał Draco kolegę.
Blaise stanął jak wryty widząc całego i zdrowego przyjaciela.
- Draco jak się cieszę, że żyjesz... - Malfoy spojrzał na niego skonsternowany.
- Myślałem, że..., że nie przeżyjesz. Jednak Hermiona wychodziła z siebie by Cię uratować. Przez większość czasu nie pozwoliła mi Cię odwiedzać, zamykając wasze komnaty na wszystkie możliwe sposoby.
Draco stał zdziwiony.
- Nie rozumiem Zabini... wytłumacz mi wszystko od początku...
Gdy Blaise opowiadał co się działo od momentu, gdy znalazł go na wieży astronomicznej, Draco otwierały się coraz szerzej oczy. Był w śpiączce ponad miesiąc... Jednak jego rozmyślania przerwał cichy głos.
- Draco... - odwrócił się gwałtownie i zdążył zauważyć jak Hermiona osuwa się na ziemię, w mgnieniu oka znalazł się obok niej, prowadząc dziewczynę na kanapę.
- Coś ty sobie myślała głupia... dlaczego to zrobiłaś?
Spytał i spojrzał na ledwo kontaktującą dziewczynę, nie wahając się ani chwili przytulił ją do siebie.
- Jesteś głupia wiesz? Jednak... nawet nie wiesz, jak ci dziękuję... - wyszeptał, mając świadomość, iż
może tego nie słyszeć.
Rozejrzał się po pokoju i zauważył, że Blaise zdążył już wyjść, a tak liczył na jakieś dodatkowe wyjaśnienia.
- Ty zrobiłbyś dla mnie to samo... - wyszeptała cicho, a on spojrzał w jej wymęczone, jednakże szczęśliwe oczy.
- Tak - odpowiedział poważnie. - Zrobiłbym to samo... ponieważ... - zawahał się. Jednak, gdy tak patrzył w jej oczy, wiedział, że nie mógłby bez niej żyć i w końcu się odważył.
- Ponieważ cię kocham... kocham cię od dziecka... zakochałem się w tobie, w tym parku i nie potrafiłem przestać... - wyszeptał, spuszczając wzrok. - Wszystko co robiłem, robiłem po to byś była bezpieczna... wtedy, gdy wróciłem nieprzytomny... potraktowali mnie tak ponieważ, sabotowałem jeden z ich planów dotyczących ciebie. Chcieli cię dopaść by zniszczyć Pottera, a ja nie mogłem na to pozwolić - odetchnął. - Wydaje mi się, że odesłali mnie z powrotem, bo myśleli, że i tak umrę...
Hermiona słuchała w ciszy. Podczas tego miesiąca zdążyła się domyśleć, że zrobił coś nie po myśli śmierciożerców, inaczej przynajmniej jego rodzice by się nim zajęli. Jednak nie przypuszczała, że cała ta sprawa dotyczy jej.
Spojrzała na niego i uśmiechnęła się lekko, a grymas przebiegł po jej twarzy. Ciągle odczuwała skutki tego rytuału.
- Też cię kocham Draco... - wyszeptała miękko, po czym przymknęła oczy i straciła świadomość.



KONIEC

Czytacie ---> Komentujecie!  
Bardzo zależy mi na waszej opinii! :)









1 komentarz:

  1. Nigdy nie spotkałam się z takim dramione, w którym Draco i Hermiona od małego byli przyjaciółmi. Bardzo ciekawy pomysł! Widzę, że też masz rozstrzał w publikacjach jak ja. Dobrze, że nie jestem sama! Mam nadzieję, że niedługo znowu coś dodasz :) Miniaturki są dobre na rozkręcenie się z własną historią.
    Ściskam,
    https://precious-fondness.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń