"Idę jak przez mgłę. Ty znasz moje motywy. Nie umiera ten, kto trwa w pamięci żywych. "
______________________________
Jak na zawołanie, przed nim pojawił się skrzat. Skłonił się po czym jak na dobrego sługę przystało, zapytał się czy gość czegoś nie potrzebuje. Ten jedynie spojrzał na niego krytycznie, nie lubił tych stworzeń. Nie lubił jak się płaszczyły przed każdym byleby nie zostać ukaranym. Miał ich dość. Niestety nic w tej sprawie nie mógł zrobić.
- Powiadom pana, że przybyłem - rzucił krótko i zwięźle. Skrzat zniknął, a on skierował się do salonu.
Drzwi po raz drugi w tym dniu zostały gwałtownie otworzone.
Wbrew pozorom nikt się nie zdziwił. Przyzwyczaili się do tego, że ten osobnik lubi wielkie wejścia. W końcu po kimś to odziedziczył.
Omiótł wzrokiem zebranych w pokoju ludzi, patrzyli na niego z wyczekiwaniem. Tak jakby to co ma powiedzieć miało zmienić ich przyszłość. Uśmiechnął się kpiąco i z założonymi rękami oparł się o ścianę.
Był przystojny, urodę odziedziczył po matce, ale charakter po ojcu. Tworząc w ten sposób typ faceta, za którym na ulicy oglądała się większość płci przeciwnej. Miał 180 cm wzrostu, dobrze zbudowany ciemny szatyn o równie ciemnych, hipnotyzujących oczach.
- Aaronie - odezwała się kobieta siedząca najbliżej kominka. Przeniosła na niego swój badawczy wzrok. - Z czym do nas przychodzisz? - tym razem nie udało się jej ukryć lekkiego zaciekawienia w głosie.
- To cię na pewno zainteresuje Vanesso.
Podszedł do barku po czym nalał sobie alkoholu. Za jednym zamachem opróżnił szklankę.
- Ten stary głupiec jest nie do zniesienia - warknął z irytacją, opadając na kanapę. - Przyjął mnie na tę posadę bo nie potrafił znaleźć nikogo innego - tym razem na jego twarzy zagościł uśmiech pełen satysfakcji. - Lecz nie o tym chciałbym teraz rozmawiać. Dziś tiara zachowała się nadzwyczaj dziwnie.
Kobieta siedząca przez cały czas cicho, zmarszczyła brwi.
- Jak?
Opowiedział im co zaszło na kolacji.
- Poszedłem potem do tego idioty... - nie mógł powstrzymać się od ciągłego krytykowania mężczyzny. - ... pytając się uprzejmie czy coś się stało. Starałam się wypytać co tam zaszło, lecz on zbył mnie tylko machnięciem ręki i dobrotliwym uśmiechem - warknął wściekły przypominając sobie zaistniałą sytuację.
-Proszę - usłyszał cichy, lecz stanowczy głos. Wszedł do gabinetu dyrektora. Tak jak się spodziewał, za biurkiem siedział ów mężczyzna. Przez chwilę wydawał się zdziwiony jego wizytą, ale w porę się opamiętał i uśmiechnął miło.
- Witaj Aaraonie. Coś się stało? - spytał, nie potrafiąc ukryć swojego zainteresowania. Chłopak przyglądał mu się i starał się dostrzec w jego zachowaniu coś dziwnego. Coś co naprowadziłoby go na trop. Dało wskazówkę o co chodzi z tą aferą w Wielkiej Sali. Zastanawiało go to tak samo jak i innych, przecież tiara nie co dzień lata na głowę dyrektora po przydziale uczniów, po czym on sam wychodził jakby się paliło. Nienawidził żyć w niewiedzy. Nienawidził jak ktoś wiedział więcej od niego. Przywołał na twarz uśmiech, ganiąc się za nieuwagę.
- Chciałbym spytać czy wszystko w porządku. Stało się coś ważnego? Dlaczego tiara zachowała się nie tak jak powinna? - zadawał zbyt dużo pytań. Wiedział o tym lecz nie potrafił nad tym zapanować, była to siła wyższa.
Dyrektor przyjrzał mu się uważnie. Machnął ręką i się uśmiechnął w charakterystyczny dla siebie sposób. Aaraon nie lubił jego uśmiechu. Wyprowadzał go z równowagi. Irytował...
- Ach nic ważnego chłopcze, nie musisz się tym przejmować - uśmiech nie schodził mu z twarzy. Sztuczny uśmiech stwierdził z przekąsem ciemnowłosy.
- Chcesz dropsa? - spytał, a chłopak myślał, że udusi tego człowieka na miejscu.
Dropsa? Dropsa? Po cholerę mi te cukierki. Stary powalony na umyśle, fanatyk dropsów. Z kim ja żyję? Klął na niego w myślach.
- Nie dziękuję - odpowiedział równie miło, chodź miał go dość. - Chciałem sprawdzić tylko, czy wszystko w porządku, jeżeli tak to pozwoli pan, że już pójdę - skinął głową, w geście szacunku, którego nie posiadał do tego czarodzieja i wyszedł zamykając z lekkim trzaskiem drzwi.
- Hahaha... - kobieta stojąca przy oknie śmiała się w najlepsze i to najprawdopodobniej z niego. Nie zobaczył jej jak wszedł, był zbyt zły by zwracać na cokolwiek uwagę. Teraz miał okazję by się jej przyjrzeć. Średniego wzrostu, kobieta o blond włosach śmiała się z niego w najlepsze.
- Z czego się śmiejesz - warknął powalając elokwencją i manierami, które w tej chwili pojechały na wakacje. Obok siebie usłyszał ledwo powstrzymany chichot.
- Ty też? - zdziwił się widząc roześmianą twarz Vanessy, która resztkami sił powstrzymywała się przed wybuchnięciem donośnym śmiechem.
- Nie dziękuję - odpowiedział równie miło, chodź miał go dość. - Chciałem sprawdzić tylko, czy wszystko w porządku, jeżeli tak to pozwoli pan, że już pójdę - skinął głową, w geście szacunku, którego nie posiadał do tego czarodzieja i wyszedł zamykając z lekkim trzaskiem drzwi.
- Hahaha... - kobieta stojąca przy oknie śmiała się w najlepsze i to najprawdopodobniej z niego. Nie zobaczył jej jak wszedł, był zbyt zły by zwracać na cokolwiek uwagę. Teraz miał okazję by się jej przyjrzeć. Średniego wzrostu, kobieta o blond włosach śmiała się z niego w najlepsze.
- Z czego się śmiejesz - warknął powalając elokwencją i manierami, które w tej chwili pojechały na wakacje. Obok siebie usłyszał ledwo powstrzymany chichot.
- Ty też? - zdziwił się widząc roześmianą twarz Vanessy, która resztkami sił powstrzymywała się przed wybuchnięciem donośnym śmiechem.
- O co wam do jasnej cholery chodzi? - warknął już mocno zirytowany. Miał dość dzisiejszego dnia. Miał dość starego fanatyka dropsów, dość skrzatów, dość tych kobiet. Jednym słowem na dziś miał dość wszystkiego.
Kobieta otarła oczy i uśmiechnęła się do niego szeroko. Jak tak dalej pójdzie to rzuci w tych wszystkich ludzi Avadą i wyjdzie.
- Właśnie zdałam sobie sprawę z czego Narcyza się śmiała - obdarzyła go uroczym uśmiechem, a chłopak siedział zdziwiony. Narcyza? Czyżby Narcyza Malfoy? Przyjrzał się jej uważniej niż wcześniej, tak to była ona. Wprost cudownie. Jęknął w duchu. Lubił ją, ale często miał jej dość. Zwłaszcza jak obie, Narcyza i Vanessa, łączyły siły. Nikt nie wyprowadzał go z równowagi tak jak one.
Narcyza rzadko tu przyjeżdżała, ale miało się to zmienić. Wiedziało o tym tylko kilka osób. Jej dom nie był już bezpieczny. Za dużo osób znało jego położenie. Jednak teraz przypatrywała się chłopakowi z rozbawieniem.
- Niby jaki macie powód do śmiechu? - westchnął zirytowany.
- Wyobraziłyśmy sobie ciebie jako uprzejmego, miłego faceta - odpowiedziała z rozbawieniem pani Malfoy.
Uniósł w górę brwi. Zadziwiały go. Z tak durnego powodu śmiać się do rozpuku? One są nienormalne. Teraz utwierdził się w tym przekonaniu jak nigdy wcześniej.
- Nie macie innych spraw na głowie, niż snuć na temat mojej wspaniałej osoby jakże interesujących wyobrażeń?
Nie doczekał się jednak odpowiedzi, gdyż drzwi otworzyły się z hukiem po raz kolejny tego dnia.
Stał w nich mężczyzna. Miał on 184 cm wzrostu i był szatynem. Jego szare oczy omiotły wszystkich z lekkim zaciekawieniem. Spoczął on na Aaraonie, a na jego ustach pojawił się niedostrzegalny dla nikogo uśmiech.
- Ronie musimy porozmawiać. Teraz.
Rzucił na odchodnym i wyszedł. Aaraon niezadowolony ze swojej nowej ksywki, chcąc nie chcąc poszedł za nim. Obiecując sobie zemstę za znieważenie jego imienia w tak głupi sposób.
Kobieta otarła oczy i uśmiechnęła się do niego szeroko. Jak tak dalej pójdzie to rzuci w tych wszystkich ludzi Avadą i wyjdzie.
- Właśnie zdałam sobie sprawę z czego Narcyza się śmiała - obdarzyła go uroczym uśmiechem, a chłopak siedział zdziwiony. Narcyza? Czyżby Narcyza Malfoy? Przyjrzał się jej uważniej niż wcześniej, tak to była ona. Wprost cudownie. Jęknął w duchu. Lubił ją, ale często miał jej dość. Zwłaszcza jak obie, Narcyza i Vanessa, łączyły siły. Nikt nie wyprowadzał go z równowagi tak jak one.
Narcyza rzadko tu przyjeżdżała, ale miało się to zmienić. Wiedziało o tym tylko kilka osób. Jej dom nie był już bezpieczny. Za dużo osób znało jego położenie. Jednak teraz przypatrywała się chłopakowi z rozbawieniem.
- Niby jaki macie powód do śmiechu? - westchnął zirytowany.
- Wyobraziłyśmy sobie ciebie jako uprzejmego, miłego faceta - odpowiedziała z rozbawieniem pani Malfoy.
Uniósł w górę brwi. Zadziwiały go. Z tak durnego powodu śmiać się do rozpuku? One są nienormalne. Teraz utwierdził się w tym przekonaniu jak nigdy wcześniej.
- Nie macie innych spraw na głowie, niż snuć na temat mojej wspaniałej osoby jakże interesujących wyobrażeń?
Nie doczekał się jednak odpowiedzi, gdyż drzwi otworzyły się z hukiem po raz kolejny tego dnia.
Stał w nich mężczyzna. Miał on 184 cm wzrostu i był szatynem. Jego szare oczy omiotły wszystkich z lekkim zaciekawieniem. Spoczął on na Aaraonie, a na jego ustach pojawił się niedostrzegalny dla nikogo uśmiech.
- Ronie musimy porozmawiać. Teraz.
Rzucił na odchodnym i wyszedł. Aaraon niezadowolony ze swojej nowej ksywki, chcąc nie chcąc poszedł za nim. Obiecując sobie zemstę za znieważenie jego imienia w tak głupi sposób.
***
Dziewczyna otworzyła swoje jeszcze zaspane oczy. Minął tydzień od incydentu z tiarą. Większość już o tym zapomniała lecz nie ona. Nie miała pojęcia dlaczego tak jest. Czuła, że jest to coś co powinna wiedzieć, lecz nikt nic nie mówił co strasznie ją irytowało.
Westchnęła, zdając sobie sprawę, że jak chce przeżyć ten tydzień normalnie, to musi przestać sobie tym zawracać głowę.
I z takim postanowieniem wstała z łóżka, przeciągając się jak kot. Spojrzała obok. Ginny jeszcze słodko spała, co rozbawiło szatynkę.
Zazwyczaj jej ruda przyjaciółka pierwsza wstawała. Jednak miniony tydzień dał im w kość. Więc czemu się tu dziwić.
Jednak dzisiaj Hermiona czuła się wyjątkowo dobrze, a to dlatego ponieważ eliksir słodkiego snu zadziałał, co w jej przypadku było rzadkością.
Podeszła do przyjaciółki i potrząsnęła nią lekko.
- Ginny... obudź się - próbowała ją obudzić lecz niestety to nie skutkowało. Sfrustrowana wpadła na genialny pomysł. Wyciągnęła różdżkę i skierowała ją nad twarz dziewczyny.
- Giny wstawaj, w tej chwili! - krzyknęła, co spotkało się jedynie z pomrukiem niezadowolenia. Hermiona przewróciła oczami i z szatańskim uśmiechem wypowiedziała zaklęcie. W stronę niczego nie spodziewającej się dziewczyny pomknął strumień lodowatej wody.
Zerwała się z piskiem i nienawistnym spojrzeniem skierowanym w duszącą się ze śmiechu Hermionę. Była to rzadkość. Od kilku miesięcy się nie śmiała, więc Ginny wpatrywała się w nią ze zdziwieniem. Jednak nie spowodowało to, że jej złość zniknęła.
- Jak mogłaś? Co cię do cholery napadło? - bulwersowała się gestykulując zamaszyście.
- Mogłaś wstać po dobroci wiewióro, a to nie skutkowało więc przeszłam do radykalniejszych metod - posłała w jej stronę przesłodzony uśmiech i zniknęła w łazience.
Gdy się już ogarnęły postanowiły pójść na śniadanie po drodze zabierając Harry'ego, jak oznajmiła jej Ginny.
Niestety pech nie zamierzał im dzisiaj odpuścić.
Zaraz po nich do sali wszedł Ron. Miała nadzieję że go dziś nie zobaczy na śniadaniu tak jak przez ostatni tydzień. Specjalnie wstawała wcześnie by się z nim minąć. Obrzucił aroganckim spojrzeniem wszystkie stoły i poszedł w kierunku swojego. Uśmiechnął się promiennie, gdy zobaczył Hermionę. Co prawda był to wymuszony uśmiech, ale nie sądził by ktoś musiał o tym wiedzieć.
- Hermionko! - wykrzyknął na całą salę, zwracając na siebie uwagę. Dziewczyna spojrzała na niego spod przymrużonych oczu. W poprzednim tygodniu robiła co mogła, starała się przemówić mu do rozumu. Jej starania nie przyniosły żadnych efektów. Zmienił się nieodwracalnie. Chciała walczyć, chciała walczyć o przyjaciela. Lecz nie potrafiła, nie umiała. Ta świadomość ją tylko dobijała i załamywała.
- Tak? - spytała z nikłą nadzieją, że może coś się w nim ruszyło.
- Dlaczego siedzisz przy Harry'm? Ginny, a ty co tu robisz? To nie wasza ranga, więc ruszać tyłki i spadać stąd.
Westchnęła cicho. Czyli jednak nie. Ginny otworzyła szeroko oczy. Zacisnęła ze złości ręce i podniosła się z hałasem.
- No faktycznie - powiedziała i uśmiechnęła się słodko. - Dziękuję, że przypomniałeś nam, iż nie możemy siedzieć przy takich matołach. Bez obrazy Harry. Zupełnie zapomniałam Ron, że nie dorównujesz nam rangą, reputacją, a zwłaszcza rozumem. To już się więcej nie powtórzy. Nasza pozycja społeczna by się wtedy załamała, lub co gorsza dorównała twojej - kilka osób na sali zaśmiało się cicho.
- Idziesz? - spojrzała na Hermionę.
- Tak, tak. Ale wiesz coś mnie zastanawia... - zacięła się jakby szukając słów. - To jest niemożliwe byśmy spadły tak nisko - oznajmiła swoim wszystko wiedzącym tonem i razem z Ginny odeszła na drugi koniec stołu, zostawiając Weasley'a samego. Była wredna, wiedziała o tym. Lecz jej przyjaciel umarł, właśnie przed chwilą, wraz z jej nadziejami.
Westchnęła, zdając sobie sprawę, że jak chce przeżyć ten tydzień normalnie, to musi przestać sobie tym zawracać głowę.
I z takim postanowieniem wstała z łóżka, przeciągając się jak kot. Spojrzała obok. Ginny jeszcze słodko spała, co rozbawiło szatynkę.
Zazwyczaj jej ruda przyjaciółka pierwsza wstawała. Jednak miniony tydzień dał im w kość. Więc czemu się tu dziwić.
Jednak dzisiaj Hermiona czuła się wyjątkowo dobrze, a to dlatego ponieważ eliksir słodkiego snu zadziałał, co w jej przypadku było rzadkością.
Podeszła do przyjaciółki i potrząsnęła nią lekko.
- Ginny... obudź się - próbowała ją obudzić lecz niestety to nie skutkowało. Sfrustrowana wpadła na genialny pomysł. Wyciągnęła różdżkę i skierowała ją nad twarz dziewczyny.
- Giny wstawaj, w tej chwili! - krzyknęła, co spotkało się jedynie z pomrukiem niezadowolenia. Hermiona przewróciła oczami i z szatańskim uśmiechem wypowiedziała zaklęcie. W stronę niczego nie spodziewającej się dziewczyny pomknął strumień lodowatej wody.
Zerwała się z piskiem i nienawistnym spojrzeniem skierowanym w duszącą się ze śmiechu Hermionę. Była to rzadkość. Od kilku miesięcy się nie śmiała, więc Ginny wpatrywała się w nią ze zdziwieniem. Jednak nie spowodowało to, że jej złość zniknęła.
- Jak mogłaś? Co cię do cholery napadło? - bulwersowała się gestykulując zamaszyście.
- Mogłaś wstać po dobroci wiewióro, a to nie skutkowało więc przeszłam do radykalniejszych metod - posłała w jej stronę przesłodzony uśmiech i zniknęła w łazience.
Gdy się już ogarnęły postanowiły pójść na śniadanie po drodze zabierając Harry'ego, jak oznajmiła jej Ginny.
Niestety pech nie zamierzał im dzisiaj odpuścić.
Zaraz po nich do sali wszedł Ron. Miała nadzieję że go dziś nie zobaczy na śniadaniu tak jak przez ostatni tydzień. Specjalnie wstawała wcześnie by się z nim minąć. Obrzucił aroganckim spojrzeniem wszystkie stoły i poszedł w kierunku swojego. Uśmiechnął się promiennie, gdy zobaczył Hermionę. Co prawda był to wymuszony uśmiech, ale nie sądził by ktoś musiał o tym wiedzieć.
- Hermionko! - wykrzyknął na całą salę, zwracając na siebie uwagę. Dziewczyna spojrzała na niego spod przymrużonych oczu. W poprzednim tygodniu robiła co mogła, starała się przemówić mu do rozumu. Jej starania nie przyniosły żadnych efektów. Zmienił się nieodwracalnie. Chciała walczyć, chciała walczyć o przyjaciela. Lecz nie potrafiła, nie umiała. Ta świadomość ją tylko dobijała i załamywała.
- Tak? - spytała z nikłą nadzieją, że może coś się w nim ruszyło.
- Dlaczego siedzisz przy Harry'm? Ginny, a ty co tu robisz? To nie wasza ranga, więc ruszać tyłki i spadać stąd.
Westchnęła cicho. Czyli jednak nie. Ginny otworzyła szeroko oczy. Zacisnęła ze złości ręce i podniosła się z hałasem.
- No faktycznie - powiedziała i uśmiechnęła się słodko. - Dziękuję, że przypomniałeś nam, iż nie możemy siedzieć przy takich matołach. Bez obrazy Harry. Zupełnie zapomniałam Ron, że nie dorównujesz nam rangą, reputacją, a zwłaszcza rozumem. To już się więcej nie powtórzy. Nasza pozycja społeczna by się wtedy załamała, lub co gorsza dorównała twojej - kilka osób na sali zaśmiało się cicho.
- Idziesz? - spojrzała na Hermionę.
- Tak, tak. Ale wiesz coś mnie zastanawia... - zacięła się jakby szukając słów. - To jest niemożliwe byśmy spadły tak nisko - oznajmiła swoim wszystko wiedzącym tonem i razem z Ginny odeszła na drugi koniec stołu, zostawiając Weasley'a samego. Była wredna, wiedziała o tym. Lecz jej przyjaciel umarł, właśnie przed chwilą, wraz z jej nadziejami.
Bolało.
Bolało jak cholera, lecz życie potraktowało ją nieraz gorzej. Wiedziała, że w nocy dopadnie ją to wszystko ze zdwojoną siłą.
Miała nikłą nadzieję, że po tym co powie Ron się ogarnie, lecz nic takiego nie nastąpiło.
***
Obserwujący całe zajście z drugiego końca sali ślizgoni, siedzieli zdziwieni, jak zresztą większość osób w tej szkole. To był niecodzienny widok. Kłócili się wcześniej, lecz nigdy tak. Tym samym sprawili, że cała szkoła w najbliższych dniach będzie żyła ich rozłamem.
Czyżby wojna niosąc za sobą wielkie żniwo, pełne bólu, śmierci i straty zabrała ze sobą również i ich przyjaźń?
Jednak nikt nie dostrzegł, że nie tylko złota trójca uległa rozłamowi, lecz również ich charaktery. Byli tylko nastolatkami, które przeszły w życiu więcej niż niejeden dorosły czarodziej. Wolność świata spoczywała na ich barkach, lecz z każdym rokiem stawała się cięższa do niesienia. Aż w końcu ich złamała. Przyparła do podłoża nie pozwalając się podnieść. Przytłoczyła, nie pozwalając zaczerpnąć powietrza.
Wynurzyć się na powierzchnię.
Upaść jest łatwo, zbyt łatwo. Lecz by się podnieść, stanąć na nogi potrzeba siły nie tylko fizycznej, a również psychicznej.
Podnieść się było trudno i nic nie potrafiło tego ułatwić. Często również brakowało silnej woli, by walczyć. By walczyć o lepsze jutro.
Wojna zaprowadziła w każdym z nich zmiany, lecz nie na lepsze.
Wprowadziła ona swoje lęki, które powinny odejść gdy przeminęła.
Może i uratowali świat, może i to oni się do tego przysłużyli, może i to ich zasługa, że nie zginęło więcej osób. Pomagali, ratowali świat w imię dobra.
Kto jednak teraz im pomoże? Kto ich uratuje?
Choćby nie wiadomo jak się starali, nie było teraz osoby, która by temu podołała.
Teraz można było zobaczyć jacy są członkowie wielkiego trio. Trzeba tylko uważnie się przyjrzeć, przedrzeć przez pozory.
To właśnie próbowała zrobić czwórka ślizgonów, bo choćby nie wiadomo jak bardzo się tego wyparli, byli ciekawi co złamało świętą trójcę. Co spowodowało, że w końcu skapitulowali.
Ich uwagę przyciągnęła dziewczyna, patrząc po barwach była z Gryffindor'u. Podeszła lekkim krokiem do Rona i cmoknęła go w policzek. Wywołało to kolejną falę zdziwienia.
Potter nie mogąc już na to patrzeć, wstał z ławki i nie zwracając uwagi na złego jego postępowaniem kolegę, usiadł obok Ginny i Hermiony.
Całe to zajście w sali wywołało wiele kontrowersji.
- Uaaa, ale się porobiło - zabrał głos Zabini. - Wiecie, myślałem że ten rok będzie nudny, no... to co zawsze, a tu bumm...! Jednak nie będzie tak źle.
Powiedział z entuzjazmem i uśmiechnął się cwaniacko. Siedzący obok ślizgoni wiedzieli dobrze co ten uśmiech oznacza.
Tak, to będzie interesujący rok, który wiele w ich życiu zmieni.
Choć kto wie, może wyjdzie im to na lepsze?
***
- Nie rozumiem - zmarszczyła brwi.
- Czego?
- No popatrz na niego - posłała pełne pogardy spojrzenie w stronę Rona, który w tej chwili wpychał sobie do ust jedzenie. Przyglądała się mu z niesmakiem.
- Nie jestem już głodna - odsunęła od siebie pełny talerz. - Jak może mnie z nim cokolwiek łączyć? Ja i on rodzeństwem? To niedorzeczne.
Hermiona uśmiechnęła się lekko do Ginny. Od ponad 15 minut ruda się tym stanem rzeczy bulwersowała i zapowiadało się, że nie miała zamiaru przestawać.
- Może nic cię z nim nie łączy.
Hermiona spojrzała zdziwiona na Harry'ego. Posłała mu pytające spojrzenie, a on tylko wzruszył ramionami.
- Zastanawiać się zawsze można.
***
W starej posiadłości, na przedmieściach Liverpoolu, toczyli ze sobą zażartą rozmowę, dwaj czarodzieje.
- Witaj. I jak się sprawy miewają? - dociekał pierwszy z nich. Widać po nim było determinację, nienawiść i zmęczenie.
- A ty jak zawsze rzeczowy - zaśmiał się drugi, na co ten zgromił go wzrokiem.
- Wszystko jest w porządku, na tę chwilę nie ma nic czym moglibyśmy sobie zawracać głowę, oprócz... - urwał zastanawiając się czy mu to powiedzieć.
- Oprócz...? - spytał nagląco. Nie mieli zbyt wiele czasu, a ten zachowywał się jakby mieli go mnóstwo.
- Echhh. Oprócz tiary. Może nam wszystko popsuć.
Nie takiej odpowiedzi spodziewał się usłyszeć. Jego głowę zalała fala myśli.
- Co? Dlaczego akurat ona? Co ma z tym wspólnego? - nie rozumiał jak jakieś nakrycie głowy może im coś popsuć.
- Chce przenieść dwóch uczniów twierdząc, że w przeszłości się pomyliła.
Sprawa zaczynała powoli nabierać sensu.
- Kto to?
- Prawie mi powiedziała lecz to tiara. Ma dostęp do naszej głowy. Przez ciekawość, oraz nieuwagę nie zabezpieczyłem dostatecznie dobrze myśli. Ona już wie. I nic mi nie powie.
- Szlak! Coś mi się zdaje, że ten rok będzie bardzo ciekawy.
Rzekł sarkastycznie i się teleportował. Miał teraz wiele do zrobienia. A sprawa z tym starym kapeluszem tylko mu przysporzyła kłopotów.
______________________________
Czytacie -------> Komentujcie
Bardzo chciałabym poznać waszą opinię.
Hej! Jest parę błędów ortograficznych, np. przyjżał czy poszłem.
OdpowiedzUsuńAle ogólnie post dosyć humorystyczny. Ginny bardzo dopiekła starszemu bratu zbliżając go niemal do gumochłona. Ron to taki buc, fajnie go przedstawiasz. I jak zawsze, Ślizgoni stoją na straży wszelkich plotek i nowinek w Hogwarcie, by mieć się z kogo powyśmiewać.
PS Wewnętrznie współczuję Ginny, mnie obudzono taką metodą parę lat temu, nic przyjemnego. :P
Pozdrawiam
Serdecznie zapraszam do mnie.
http://za-czasow-huncwotow.blogspot.com :)
Jedyny błąd, jaki znalazłam to ortograficzny: poprawna forma to "w poRZądku". Do tego, to już tylko moja sugestia, uważam, że podawanie konkretnego wzrostu bohaterów nie ma sensu. Nikt tego i tak nie zapamięta, a informacja, że ktoś jest wysoki lub niski wystarcza.
OdpowiedzUsuńBardzo podobał mi się opis kłótni między Ronem i Hermioną i reakcje innych uczniów. Nie mogę doczekać się następnego rozdziału i wyjaśnienia, kogo chce przenieść tiara i dokąd.
http://nocturne.blog.pl/
Dawaj kolejny. Tyle z mojej strony
OdpowiedzUsuń