Dzień był wietrzny, co zwiastowało zmianę pogody. Nad pewnym małym miasteczkiem na obrzeżach Londynu, zerwała się prawdziwa wichura. Ludzie w pośpiechu wracali do swoich domów. Lecz nie one. Dwie kobiety w ciemnych szatach sięgających ziemi i twarzami ukrytymi pod kapturem, stały przed skrzyżowaniem dwóch miejskich dróg. Nerwowo rozglądały się dookoła siebie, tak jakby miało je coś, albo trafniej ktoś zaatakować. Nie dostrzegając żadnego zagrożenia, zaczęły po cichu ze sobą rozmawiać, co chwile sprawdzając czy aby na pewno nikt nie podsłuchuje ich rozmowy. Dyskrecja była teraz najważniejsza, jeżeli nie chciały usłyszeć tego co teraz mówią jutro w radiu. Byłby to duży, a wręcz ogromny problem, który przysporzyłby wielu kłopotów, których na ten moment nie chciały mieć. Lecz możliwość usłyszenia tego co mówią nie stojąc obok rozmówczyń, była niemożliwa, gdyż wiatr rósł w siłę i skutecznie wszystko zagłuszał swoim rykiem. Peleryny kobiet łomotały na wietrze, a jednej z nich spadł z głowy kaptur. Okazało się, że jest to dziewczyna o rudych, lekko falowanych włosach i zielonych jak szmaragd oczach. W pośpiechu naciągnęła nakrycie z powrotem na włosy, rozglądając się przy tym czy aby na pewno nikt tego incydentu nie widział, lecz ulice były całkowicie puste. Wszyscy szybko powracali do domów, chcąc schronić się przed wielką nawałnicą, która zbliżała się w zastraszającym tempie do miasteczka.
-Annabell...
Odezwała się rudowłosa po czym ze łzami w oczach przytuliła kobietę naprzeciwko. Ann czując dotyk dziewczyny spięła się, ale po krótkiej chwili odwzajemniła uścisk wypuszczając cicho wstrzymywane powietrze.
-Tak się cieszę, że cię widzę całą i zdrową Vanesso. Po tym co słyszałam, myślałam że... że...
Zająknęła się, bojąc że to wszystko zaraz zniknie. Obudzi się z tego snu. Lecz słysząc uspokajający głos szepczący do ucha o mało się nie popłakała ze szczęścia. To ona. To naprawdę ona!
- Ciii... spokojnie, wszystko już dobrze. Ja też się cieszę, że cię widzę. Te kilka lat bez ciebie, było naprawdę straszne.
Wyszeptała i wzdrygnęła się lekko, przypominając sobie tamte chwile. Odsunęła od siebie przyjaciółkę by się jej uważnie przyjrzeć. Nie widziała Annabell już od ponad dwóch lat, lecz śmiało stwierdziła, że ta się w ogóle nie zmieniła. Bardzo ciężko znosiła tą rozłąkę, więc gdy usłyszała krótką wzmiankę o Ann, od razu postanowiła napisać. Po mimo tego, że wiedziała iż tym samym podejmuje wielkie ryzyko. Ale czy się nie opłacało? Gdy dostała odpowiedź na swój list omal nie zaczęła skakać ze szczęścia, a uśmiech nie schodził rudowłosej z twarzy. Dopiero jak się teleportowała poczuła coś w rodzaju strachu. Strachu przed tym, że przyjaciółka się nie zjawi. Została wrobiona i wpadła w pułapkę bo naiwnie wierzyła w tą odpowiedź. Wątpliwości opuściły ją gdy zobaczyła zbliżającą się w jej stronę postać. Była to kobieta co poznała po szacie, ale również włosach wypływających spod kaptura. Wszystkie negatywne emocje, które wtedy czuła poszły w niepamięć, zastąpione bezgraniczną radością. Jej najlepsza przyjaciółka. Jej siostra, stoi przed nią we własnej osobie. Zamrugała kilka razy chcąc sprawdzić czy to aby nie sen, ale również by odgonić napływające do jej oczu łzy szczęścia. Nie to nie był sen. Ktoś nieznajomy nie powiedziałby, że są to siostry w dodatku bliźniaczki. Wyglądem różniły się całkowicie.
Vanessa, wysoka o rudych lekko falowanych włosach, mająca zielone niczym szmaragd oczy, szlachetne rysy twarzy i zgrabną figurę. Annabell, również wysoka o zgrabnej figurze, ale bardzo ciemna szatynka o falowanych włosach. Jej szafirowe oczy idealnie współgrały ze szlachetnymi rysami twarzy.
-Vanesso... musisz ją znaleźć i dobrze o tym wiesz.
Oznajmiła.
- To teraz skończy 17 lat, nie mylę się prawda? Musisz... musimy ją odnaleźć, została tylko ona... nie mogę stracić jeszcze i jej. Mojej chrześnicy...
Głos kobiety załamał się pod wpływem emocji.
- Annabell... ja... ja... jej szukałam. To było na nic. Rozumiesz? Czuję się przez to jeszcze gorzej... Z każdą chwilą tracę nadzieję...
Załkała, a Annabell westchnęła z rezygnacją i pewnym smutkiem, przytuliła ją do siebie. Czyżby to co słyszała po bitwie było łgarstwem? Niestety nie dane im było dłużej rozmawiać, gdyż przez panującą wichurę przebił się tak charakterystyczny dla każdego czarodzieja odgłos. A mianowicie trzask teleportacji. Kobiety odwróciły się z przerażeniem. W ich stronę biegło około siedmiu czarodziei. Zaklęcia przemykały milimetry od uciekających kobiet. Wpadły w ciemną uliczkę. Annabell zatrzymała się i chwyciła siostrę za ramiona. Miały coraz mniej czasu.
-Śledzą mnie! Van obiecaj, że będziesz ostrożna. Nie wychylaj się, nie teraz. Obiecaj!
Krzyknęła, a tamta zszokowana tylko skinęła głową.
- Odezwę się do ciebie jak przyjdzie czas. Obiecuję! Nie martw się.
Powiedziała i teleportowała się w tylko sobie znane miejsce. Ruda stała nie dowierzając. Śledzą? Co takiego zrobiła? W jakie kłopoty się wpakowała? Jej niewypowiedziane pytania i chaotyczne myśli przerwał tupot stóp. Teleportowała się, a chwilę potem w miejsce, w którym stała przeleciało niewybaczalne zaklęcie.
genialne! wstęp bardzo mi się podoba, czekam na więcej ^^
OdpowiedzUsuńSiemanko! Zapowiada się świetnie, i mam nadzieje, że akcja potoczy się bardzo, bardzo, fajnie. :3 :D W sumie natrafiłam na bloga przypdkiem, i już dodam go sobie do zakładek, by o nim nie zapomnieć, co mi się zdarza dosyć często. XD Weny Ci życzę.
OdpowiedzUsuń